Rz: 22 września rozpocznie pan 400-kilometrowy marsz dla Archidiecezjalnego Zespołu Domowej Opieki Paliatywnej w Warszawie. Skąd pomysł, by podjąć się tego wyzwania?
Wojciech Perkowski: Od lat współpracuję z hospicjum. Moją misją jest szukanie dodatkowych funduszy. Widzę, z jakimi problemami boryka się dyrektor, ks. Władysław Duda, ile czasu spędza na trudnych negocjacjach z NFZ. Miesięcznie jesteśmy w stanie przyjąć 122–124 osoby, a zapotrzebowanie jest znacznie większe. Niestety – brakuje funduszy. Słyszę, jak odbierająca telefon sekretarka z bólem i żalem zmuszona jest mówić: „Przepraszamy, ale na miejsce trzeba poczekać dwa–trzy miesiące". W przypadku tych poważnie chorych ludzi i ich rodzin jest to zabójcza wiadomość. I nie jest to problem jedynie naszego hospicjum.
Marsz zakończy pan na początku października w sanktuarium w Tropiu. Dlaczego tam?
Całe życie, z pasji, ale też zawodowo zajmowałem się turystyką i promocją Polski. Podczas jednej z wędrówek po Sądecczyźnie, która jest moim ulubionym miejscem na ziemi, odkryłem przepiękne sanktuarium świętych pustelników Świerada i Benedykta. Zbudowane w XI wieku, przypominające grecki kościółek, położone na skarpie nad Jeziorem Czchowskim. Będąc tam po raz pierwszy 10–15 lat temu, poczułem magię tego miejsca. Wiedziałem, że tam powrócę.
Tym razem nie jest to podróż turystyczna. Partnerem mojego marszu jest platforma WayMore.pl stworzona przez ludzi młodych, którzy zarażają energią, chcą ulepszać świat. Poszukują śmiałków, którzy podejmą się jakiegoś wyzwania dla hospicjów, domów samotnej matki czy schronisk dla zwierząt. Zainspirowali mnie. Dzięki nim nasze hospicjum można wesprzeć na stronie: waymore.pl/wyzwanie/w/marsz-dla-hospicjum/.