Michał Szułdrzyński: Edukacja pokonana przez wirusa

Gdy oczy wszystkich skierowane są na szpitale, po cichu z powodu koronawirusa dogorywa mit, który pielęgnowaliśmy przez trzy dekady. Mit pięknie opisany w konstytucji, która stanowi, że państwo zapewnia powszechny i równy dostęp do edukacji.

Aktualizacja: 26.04.2020 23:04 Publikacja: 26.04.2020 00:01

Michał Szułdrzyński: Edukacja pokonana przez wirusa

Foto: AdobeStock

Ta ofiara Covid-19 z pewnością miała choroby współistniejące: dziadostwo państwa i papierowość konstytucyjnych zapisów – także tych, zgodnie z którymi władze urzeczywistniają zasady sprawiedliwości społecznej.

Dokładnie rok temu nauczyciele zawiesili lekcje, domagając się zwiększenia nakładów na edukację. Wielu osób myślących w kategoriach propaństwowych, choć ubolewało nad drastyczną metodą strajku, nie mogło nie przyznać im racji, patrząc, jak dramatycznie niedoinwestowanym sektorem jest edukacja. Trzymali kciuki za nauczycieli nie na złość rządowi, ale dlatego, że chcieli wyższej jakości edukacji, lepszej przyszłości kolejnych pokoleń.

Dziś, po sześciu tygodniach od zamknięcia szkół z powodu epidemii, widać, że to nauczyciele mieli wtedy rację. Bo w czasie koronawirusa polska edukacja zawiodła. Nie mam pretensji do pedagogów. Widzę na przykładzie własnych dzieci uczęszczających do publicznej szkoły, jak ich nauczyciele się starają, by niemal bez środków technicznych zapewnić ciągłość procesu dydaktycznego. Nie mam pretensji do dyrektorów szkół, którzy odpowiedzialni są za organizację pracy w tym stanie wyjątkowym. Wiele samorządów też się stara, stara się nawet Ministerstwo Edukacji. Ale jak można dziś plastrem zakleić to, czemu pozwalano popadać w ruinę przez trzy dekady?

Nasz system edukacyjny – wbrew światowym trendom – prowadzi do pogłębiania się nierówności społecznych, zamiast pomagać je likwidować. W czasie epidemii widać to najlepiej. Owszem, są edukacyjne platformy internetowe, wirtualne spacery po muzeach, oferta online jest przebogata. Tylko cóż z tego, jeśli nie wszyscy mają w domu komputery? Albo nie są one dość nowoczesne, by sprostać wymaganiom nowych technologii? Cóż z tego, że dyrekcja naszej warszawskiej podstawówki ujednoliciła kontakt z uczniami za pomocą narzędzia dostarczanego przez największą informatyczną firmę świata, jeśli nie wszyscy uczniowie mają techniczne możliwości, by z tego korzystać? Jeśli w domu jest więcej niż jedno dziecko, sprzętu trzeba więcej. I więcej pokoi, bo jedna pociecha o godz. 10 ma biologię, a druga polski. W końcu, by ta domowa edukacja działała, potrzeba wielu godzin dziennie poświęcanych przez rodziców. Ile rodzin ma taki komfort? Ci, którzy nie mają tego szczęścia, skazani są na wegetację na marginesie systemu.

Ale przecież wcześniej nie było dużo lepiej. Zadawane w nadmiarze lekcje do odrobienia w domu wymagały pomocy rodziców, cichego kąta w domu. Kto tego szczęścia nie miał, zostawał w tyle. Dzieci z inteligenckich domów miały znacznie większe szanse na starcie i na końcu edukacji.

Po 1989 r. uwierzyliśmy, że trzeba wszystko – łącznie ze szkolnictwem – prywatyzować. I powstały doskonałe szkoły prywatne. Ale większość dzieci chodzi do publicznych, które nie zwiększają ich szans. Ktoś zarzuci mi socjalistyczne ciągoty. Bzdura. Spójrzcie na rozwinięte państwa Europy Zachodniej, gdzie mimo kapitalizmu dba się o równe szanse, o to, by bezpłatne publiczne szkoły otwierały możliwości, zamiast zatrzaskiwać drzwi do przyszłości przed dziećmi gorzej wykształconych i biedniejszych rodziców.

W Polsce uważaliśmy, że będziemy mądrzejsi.

I nawet obecny rząd, który sprawiedliwość społeczną ma na sztandarach, zrobił wiele, by system publicznej edukacji tylko zwiększał nierówności między uczniami. 

Ta ofiara Covid-19 z pewnością miała choroby współistniejące: dziadostwo państwa i papierowość konstytucyjnych zapisów – także tych, zgodnie z którymi władze urzeczywistniają zasady sprawiedliwości społecznej.

Dokładnie rok temu nauczyciele zawiesili lekcje, domagając się zwiększenia nakładów na edukację. Wielu osób myślących w kategoriach propaństwowych, choć ubolewało nad drastyczną metodą strajku, nie mogło nie przyznać im racji, patrząc, jak dramatycznie niedoinwestowanym sektorem jest edukacja. Trzymali kciuki za nauczycieli nie na złość rządowi, ale dlatego, że chcieli wyższej jakości edukacji, lepszej przyszłości kolejnych pokoleń.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Sondaż: Połowa Polaków za małżeństwami par jednopłciowych. Co z adopcją?
Społeczeństwo
Ponad połowa Polaków nie chce zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach
Społeczeństwo
Poznań: W bibliotece odkryto 27 woluminów z prywatnych zbiorów braci Grimm
Społeczeństwo
Budowa S1 opóźniona o niemal rok. Powodem ślady osadnictwa sprzed 10 tys. lat
Społeczeństwo
Warszawa: Aktywiści grupy Ostatnie Pokolenie przykleili się do asfaltu w centrum