Sprzedaż i używanie tzw. e-papierosów nie były dotąd regulowane. Teraz resort zdrowia chce całkowitego zakazu ich używania w miejscach publicznych, przedstawiania informacji wizualnej o nich w punktach detalicznych i sprzedaży przez internet (zarówno w kraju, jak za granicą).
Rząd przyjął już stosowny projekt ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych, teraz zajmie się nim parlament.
Analiza propozycji przepisów pokazuje, że dla obecnej ekipy w resorcie zdrowia e-papierosy to niemal taki sam wróg publiczny jak te tradycyjne, których szkodliwość wykazano w licznych badaniach naukowych. O ile jednak nikt nie ma już od dawna wątpliwości, że dym papierosowy stanowi śmiertelne zagrożenie, o tyle nie ma dotąd badań, które jednoznacznie potwierdzałyby taką tezę w odniesieniu do e-papierosów.
W Polsce są one dostępne od prawie dziesięciu lat, przy czym najbardziej dynamiczny rozwój tego segmentu rynku przypada na ostatnie cztery lata. Obecnie do ich używania przyznaje się ok. 7 proc. dorosłych, czyli 1,7 mln osób. W 95 proc. są to palacze tradycyjnych papierosów, którzy na ogół próbują przynajmniej częściowo przerzucić się na ich elektroniczne odpowiedniki.
E-papierosy to elektroniczne, zasilane bateriami urządzenia dostarczające nikotynę do organizmu w formie aerozolu powstałego poprzez podgrzewanie płynu zawierającego przede wszystkim glicerynę lub glikol propylenowy i nikotynę. Produkty te nie zawierają tytoniu i nie występuje w nich fizyczny proces spalania.