Bangladesz: Rząd rozważa karę śmierci za spowodowanie wypadku drogowego

W poniedziałek rząd Bangladeszu ma rozważyć wprowadzenie kary śmierci za spowodowanie poważnego wypadku drogowego - powiedział urzędnik z ministerstwa sprawiedliwości tego państwa. W stolicy kraju, Dhace, dziewiąty dzień trwają protesty po tym, jak dwoje nastolatków zostało przejechanych przez rozpędzony autobus.

Aktualizacja: 06.08.2018 10:03 Publikacja: 06.08.2018 09:47

Bangladesz: Rząd rozważa karę śmierci za spowodowanie wypadku drogowego

Foto: AFP

Dziesiątki tysięcy wściekłych uczniów i studentów domagają się zmian w kodeksie karnym i prawie transportowym, paraliżując liczącą 17 milionów mieszkańców stolicę Bangladeszu. Powodem demonstracji jest wypadek z 29 lipca. Rozpędzony prywatny autobus wjechał w grupę nastolatków, powodując śmierć dwójki z nich.

- W poprawce zaproponowano wprowadzenie najwyższego wymiaru kary, jeśli dochodzi do zabicia w wypadku - powiedział agencji Reuters pragnący zachować anonimowość urzędnik z ministerstwa sprawiedliwości Bangladeszu.

Obecnie maksymalna kara to trzy lata więzienia. Kara śmierci za wypadki drogowe jest właściwie niespotykana nigdzie. Władze Bangladeszu, rozważając zmiany w prawodawstwie, zwróciły uwagę na dużą rozpiętość w karaniu na świecie - od 14 lat więzienia w ekstremalnych przypadkach w Wielkiej Brytanii, do dwóch lat w sąsiednich Indiach.

Sheikh Shafi, student politechniki w Dhace, który w 2015 roku stracił w wypadku drogowym brata, powiedział agencji Reuters, że problemem nie jest jednak tylko kodeks karny, a w dużej mierze prawo transportowe. Według niego kierowcy autobusów nie otrzymują stałej pensji, a zamiast tego zarabiają na prowizji od liczby zabranych pasażerów, co zmusza ich do pracy przez długie godziny. Dodatkowym efektem jest przeładowanie pojazdów i pospieszna jazda, bo szybkie zakończenie kursu oznacza, że szybciej można rozpocząć kolejny.

- Naszym żądaniem jest, aby kierowcy mogli pracować maksymalnie 10 godzin. System oparty na prowizjach musi zostać wyeliminowany - powiedział Shafi, który został ranny w czasie sobotnich protestów.

W czasie demonstracji grupa uzbrojonych osób, w części poruszająca się motocyklami, zaatakowała samochód amerykańskiego ambasadora w Bangladeszu. Nikt nie został ranny, ale pojazd został uszkodzony. Ambasada USA potępiła "brutalne ataki i przemoc" wobec uczestników protestów. Zarzutom zaprzecza rząd Bangladeszu. Nie jest jasne, dlaczego amerykańskie auto zostało zaatakowane.

Dziesiątki tysięcy wściekłych uczniów i studentów domagają się zmian w kodeksie karnym i prawie transportowym, paraliżując liczącą 17 milionów mieszkańców stolicę Bangladeszu. Powodem demonstracji jest wypadek z 29 lipca. Rozpędzony prywatny autobus wjechał w grupę nastolatków, powodując śmierć dwójki z nich.

- W poprawce zaproponowano wprowadzenie najwyższego wymiaru kary, jeśli dochodzi do zabicia w wypadku - powiedział agencji Reuters pragnący zachować anonimowość urzędnik z ministerstwa sprawiedliwości Bangladeszu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Rosyjska wojna z książkami. „Propagowanie nietradycyjnych preferencji seksualnych”
Społeczeństwo
Wielka Brytania zwróci cztery włócznie potomkom rdzennych mieszkańców Australii
Społeczeństwo
Pomarańczowe niebo nad Grecją. "Pył może być niebezpieczny"
Społeczeństwo
Sąd pozwolił na eutanazję, choć prawo jej zakazuje. Pierwszy taki przypadek
Społeczeństwo
Hipopotam okazał się samicą. Przez lata ZOO myślało, że jest samcem