W gdańskim ogrodzie zoologicznym mieszkały trzy wilki szare – Lech, Czech i Rus. Pod koniec lutego pracownicy, którzy przyszli na pierwszą zmianę, zauważyli, że na wybiegu znajdują się tylko dwaj bracia: Lech i Rus. Okazało się, że Czech przeskoczył przez ogrodzenie zakończone „elektronicznym pastuchem”. Dyrekcja natychmiast nakazała zamknąć bramy, a pracownikom poleciła pozostać w pomieszczeniach. Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza.
– Wzięło w niej udział 30 pracowników, w tym dwóch lekarzy weterynarii – opowiada Emilia Salach z gdańskiego zoo. – Wyposażeni byli w strzykawki z płynem usypiającym i sprzęt do odławiania zwierząt.
Wilka znaleziono dopiero po godzinie, przy pawilonie dla słoni, który znajduje się blisko bramy wejściowej do zoo. Zwierzę było zdezorientowane i pracownicy mieli problem z zaaplikowaniem mu narkotyku. – Wbrew temu, co czasem można zobaczyć w telewizji, aby wystrzelić strzykawkę z płynem usypiającym, trzeba podejść bardzo blisko zwierzęcia, a dodatkowo zwierzę nie powinno się w tym czasie ruszać – tłumaczy Emilia Salach.
Wilk, który całe życie spędził w ogrodach zoologicznych, nie przejawiał wcześniej żadnych objawów agresji. Jednak w nowej dla siebie sytuacji jego działania były zupełnie nieprzewidywalne. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że znał zapachy pracowników i weterynarzy, więc starał się ich unikać.
Pracownicy zoo przypominają sytuację, która wydarzyła się kilka lat temu w jednym z ogrodów w Szwecji. Wilk zaatakował wówczas na wybiegu swojego opiekuna. Podkreślają przy tym, że w światowych rejestrach wilk szary znajduje się w pierwszej klasie zwierząt niebezpiecznych, obok lwa i tygrysa.