Tak uznał Sąd Okręgowy w Gliwicach w wyroku z 4 grudnia 2014 roku (sygn. akt: I C 268/12).
Z pozwem przeciwko synowi i synowej wystąpiła Teresa S. Wiele lat temu podarowała dzieciom udział w prawie własności nieruchomości. W międzyczasie pozwani odkupili resztę udziałów w nieruchomości od pozostałych współwłaścicieli i stali się jej jedynymi właścicielami, rozbudowali ją i przebudowali. Matka mieszkała na sąsiedniej nieruchomości.
Syn wyganiał z domu
Stosunki w rodzinie S. nigdy nie układały się dobrze – pomiędzy pozwanymi a powódką i jej mężem dochodziło do konfliktów i wzajemnych pretensji dotyczących rozliczeń finansowych i prowadzonej działalności gospodarczej, ale do 2007 relacje te były przynajmniej poprawne. Spory nasiliły się, gdy przyszło dzielić spadek po mężu Teresy S. Syn Andrzej stawał się coraz bardziej agresywny, nie tylko w stosunku do matki, ale też wobec żony i dzieci. Dopuszczał się bicia, szarpania, groził śmiercią żonie i dzieciom. Wtargnął też do domu matki krzyczał, że ma się z niego wynosić, okładał ją rękami, stłukł pamiątkowe przedmioty, zniszczył meble. W obawie przed synem, matka zaczęła pomieszkiwać u znajomych, a do domu przychodziła tylko po niezbędne rzeczy, zawsze w towarzystwie innych osób.
Wtedy jeszcze nikt z najbliższych nie zdawał sobie sprawy, że agresja Andrzeja S. może być objawem choroby psychicznej. Po paru latach lekarze stwierdzili u niego zaburzenia afektywne dwubiegunowe i zaburzenia osobowości. Był z tego powodu hospitalizowany.
Synowa rzucała kamieniami
Leczenie na niewiele się zdało. Teresa S. wzywała policję, gdy syn ją nachodził, obrażał, wrzucał do domu myszy i obrzucał jego ściany jajami. Konflikt między nimi był nawet tematem artykułu w prasie. Wynikało z niego, że matka ma niewłaściwy stosunek do syna. Teresa S. podejrzewała, że inicjatorem tej publikacji była synowa, ta zaś temu zaprzeczała.