Pawłowski – jak twierdzą jego bliscy – został zbyt późno zaintubowany, bo dopiero po 85 minutach od przyjazdu karetki, a mająca go ratować ekipa medyczna wykazała się totalną niekompetencją. Stołeczna prokuratura potraktowała sprawę jako priorytetową.
Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, śledztwo w sprawie śmierci Pawłowskiego przejmie wyspecjalizowany wydział ds. błędów medycznych działający w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie. Na razie postępowanie jest na szczeblu najniższym, w rejonie (pierwsze informacje o śledztwie podało Radio Zet).
– Śledztwo zostało wszczęte pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci pacjenta. Chodzi o uzasadnione podejrzenie popełnienia błędu medycznego przez personel medyczny – mówi prok. Marcin Saduś, rzecznik praskiej prokuratury.
Piotr Pawłowski zmarł w nocy z niedzieli na poniedziałek. Wcześniej stracił przytomność w domu, gdzie jego reanimację najpierw podjęła żona, a następnie, po przyjeździe karetki – ratownicy medyczni. Jednak, zdaniem żony działacza, robili to w sposób skrajnie nieudolny – przez długi czas nie mogąc zaintubować nieprzytomnego pacjenta.
– Jego drogi oddechowe udało się udrożnić dopiero po 85 minutach od przyjazdu karetki, co spowodowało niedotlenienie mózgu. To z kolei mogło doprowadzić do śmierci, na co wskazuje wykonana tomografia komputerowa – mówi nam mecenas Beata Bosak-Kruczek, pełnomocnik rodziny Pawłowskiego.