Strajków pracowniczych w sądach nie traktuje się z należytą powagą. Płace pracowników sądów są od ośmiu lat zamrożone, mimo że tak niskie, jeśli nie najniższe na obecnym rynku pracy. Minister sprawiedliwości odsyła pracowników do premiera, uznając, że to jego problem, bo chodzi przecież o finanse. Tyle tylko, że sądy są zarządzane właśnie przez ministra sprawiedliwości i podległych mu dyrektorów finansowych. Pojawiły się także pomysły, aby sędziom obciąć dodatki i w ten sposób wygospodarować środki na podwyżki dla pracowników sądów.
Otóż problemy finansowe pracowników sądów dotyczą rdzennej tkanki polskiego sądownictwa. Są objawem choroby wymiaru sprawiedliwości. Jak przez mikroskop pokazują bezład i brak przyszłościowej wizji polskiego sądownictwa oraz błędy w polityce zarządczo-nadzorczej.
500+ nie pomoże
Pracownicy sądów domagają się podwyżek i problem ten będzie narastał, gdyż w sądach pracuje najgorzej uposażona grupa zawodowa. Na to nakłada się brak odpowiednich kompetencji wśród pracowników i asystentów sądów. Uważny obserwator wielokrotnie styka się w sądach z licznymi błędami, począwszy od zwykłych omyłek w wokandach w nazwiskach po błędy w wysyłce zawiadomień, wezwań czy wymianie pism procesowych. Choć nie brakuje pracowników, którzy ofiarnie i z wielkim oddaniem wykonują swoją pracę mimo braku jakiejkolwiek perspektywy godnego uposażenia. O pracy asystentów pisałam szerzej w artykule z 1 września 2018 r. „Asystent sędziego poszukiwany, poszukiwana...", przedstawiając swoje zastrzeżenia do tej instytucji w praktyce sądowej.
Niedostatki pracy kadry pomocniczej w ostateczności koryguje sędzia, który zamiast zająć się orzekaniem co do meritum, musi sprawdzać „zwrotki" i kontrolować prawidłowość adresów, na które wysyłane są przesyłki. Jedną z przyczyn tzw. spadania spraw z wokandy są wciąż w polskich sądach nieprawidłowości związane z wysyłką korespondencji. Skutki takich omyłek boleśnie dotykają stron, gdyż w wielkomiejskich sądach czas oczekiwania na kolejny termin rozprawy sięga od kilku miesięcy nawet do roku.
Brak wizji polskich sądów
Poraża, że od wielu lat polskie sądy borykają się z narastającym lawinowo wpływem spraw. Poza jednak tworzeniem sądów molochów, w których wydziałach jest nawet do kilkunastu sędziów, a w sądach po kilkuset, oraz zwiększaniem liczby stanowisk sędziowskich nie ma żadnej wizji przyszłości polskich sądów. Tymczasem nawet dla laika jest oczywiste, że sędzia powinien się zajmować merytorycznie sprawą, a nie czynnościami ochrony prawnej czy czasem wręcz czynnościami technicznymi. Od lat np. sędziowie zajmują się czynnościami, które z powodzeniem mógłby wykonać referendarz sądowy, ale w sądach nie ma dość stanowisk dla nich. Szokujące jest też obciążenie referendarzy w największych sądach – wydają oni po kilkaset orzeczeń miesięcznie! Brak tych stanowisk to nie jest żadna oszczędność, gdyż czynności te muszą i tak wykonać sędziowie, których zatrudnienie jest w sądach najdroższe. Podobnie jest z zakresem zadań pracowników sekretariatów sądowych.