Tuż przed świętami pewien profesor prawa w komentarzu na antenie jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych, zaraz po uchwaleniu przez parlament kontrowersyjnej nowelizacji ustawy o TK, powiedział, że Trybunał powinien zignorować nowelę, powołując się bezpośrednio na konstytucję. Wcześniej komentarzy w podobnym tonie, padających z ust tzw. autorytetów prawniczych, było sporo: alarmujących o rządach totalitarnych, dyktaturze itp. Można je traktować jako swoiste figury retoryczne, jednak przedświąteczna wypowiedź profesora przebiła wszystko.
Jeżeli profesorskie wezwanie potraktować poważnie i wcielić je w życie, to aż strach pomyśleć, co będzie dalej. Oznacza to mniej więcej tyle, że władza parlamentu i prezydenta, którzy otrzymali mandat do rządzenia w demokratycznych wyborach, jest nieuznawana przez część niezadowolonych obywateli, ignorowana przez niektóre instytucje.
A dalej moja wyobraźnia już nie sięga. Bo taki sposób myślenia może wywołać reakcję łańcuchową o nieprzewidywalnych skutkach.
Ufam zatem, że dziś na szczęście to tylko scenariusz rodem z „Gwiezdnych wojen", warto jednak ważyć słowa, nawet jeżeli są profesorskie.
Długotrwały spór o Trybunał jest destrukcyjny dla państwa i jego instytucji i warto zadbać o to, aby nie wszedł w nowy, jeszcze bardziej niebezpieczny krąg. Szkoda, że w tym sporze zawodzą tzw. autorytety prawnicze, które zamiast wznieść się ponad polityczne pole bitwy, szukać mostów, dróg kompromisu, stali się żołnierzami jednej ze stron politycznego konfliktu.