Przed kilkoma dniami media donosiły o zdarzeniu zaszłym podczas spontanicznego protestu. Policjant złamał rękę jednej z osób w nim uczestniczących. Innym razem pisano o mężczyźnie, który miał zostać dotkliwie poturbowany przez funkcjonariuszy, gdy przewozili go na komendę. Z pewnością nieprzyjemnych starć obywateli z policją jest niemało, ale dawno społeczeństwo tak masowo nie wychodziło na ulice.
Czy powinno się jednak liczyć z podobnym skutkiem wyrażania poglądów? Czy rany na ciele lub złamane kończyny wpisane są w ryzyko korzystania z praw i wolności obywatelskich? Pytanie nieprzypadkowe, bo opisując jedno ze wspomnianych zdarzeń, rzecznik Komendy Stołecznej Policji, skądinąd znany z lekkości wypowiedzi, pozwolił sobie na komentarz. Jego słowa zaś w pewnym uproszczeniu sprowadzają się do tego, że obywatel, manifestując swoje poglądy i wychodząc na ulice, musi liczyć się z tym, że stanie mu się krzywda.