Edward Zalewski - jak zostałem prawnikiem

Jak zostałem prawnikiem... Edward Zalewski, przewodniczący Krajowej Rady Prokuratury dla "Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 08.08.2015 15:11 Publikacja: 08.08.2015 15:00

Edward Zalewski - przewodniczący Krajowej Rady Prokuratury

Edward Zalewski - przewodniczący Krajowej Rady Prokuratury

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński

Uczył się pan w technikum samochodowym. Skąd pomysł, by zostać prawnikiem?

Edward Zalewski: Nigdy nie chciałem być po prostu prawnikiem. Od razu zdecydowałem się zostać prokuratorem.

Co pana do tego skłoniło?

W trzeciej klasie technikum mieliśmy spotkanie z prokuratorem. Poszliśmy na nie niechętnie, bo spodziewaliśmy się nudnej pogadanki z jakimś sztywniakiem. Przyszedł jednak wyluzowany, młody facet, który barwnie opowiadał o swojej pracy. Stwierdziłem, że to właśnie to, co chciałbym robić w życiu. Oczywiście, czytywałem też kryminały, które mnie zawsze fascynowały.

Czy po technikum nie miał pan problemów z dostaniem się na prawo?

Nie. Nie miałem potem też problemów w nauce. Jedynym egzaminem, jaki oblałem, był, o ironio, ten z prawa karnego wykonawczego. Byłem dobrze przygotowany. Po prostu wylosowałem dwa pytania o dane statystyczne w skazaniach. Na egzaminie poprawkowym dostałem już piątkę.

Żeby zostać prokuratorem, musiał pan opuścić rodzinne miasto.

Urodziłem się i wychowałem we Wrocławiu, a żeby zostać prokuratorem, przeniosłam się do Legnicy, która nie była wówczas ani piękna, ani rozwinięta. Praca w mniejszej prokuratorze dawała jednak dużo satysfakcji, bo prowadziłem bardzo różne śledztwa – i te w skomplikowanych sprawach gospodarczych, i te dotyczące zabójstw.

Czy od zawodu prokuratora nie odstraszało pana to, że prokurator musi być obecny na miejscu zbrodni i oglądać zwłoki?

Wręcz przeciwnie, to właśnie mnie pociągało. Jako młody prokurator bardzo często jeździłem na sekcje zwłok. W legnickiej prokuraturze mężczyźni wyręczali swoje koleżanki, by nie musiały tego robić. Byliśmy entuzjastami tej pracy. Oględziny miejsca zdarzenia, prowadzenie śledztwa, przesłuchania, występowanie w sądzie – to wszystko wydawało mi się niesłychanie pociągające.

Która z pana spraw okazała się najbardziej fascynująca?

Było ich wiele, ale miałem jedną sprawę, w której domagałem się kary śmierci za brutalny gwałt i zabójstwo. Sprawca został skazany na 25 lat. Po niecałych ośmiu latach, kiedy byłem już zastępcą prokuratora wojewódzkiego, wpłynęła do mnie informacja o warunkowym zwolnieniu tego człowieka. Wyszedł po 12 latach pozbawienia wolności, bo siedział też w trakcie śledztwa. Potem objęła go amnestia. Było to dla mnie nie do pomyślenia.

Czy nie zwątpił pan w wymiar sprawiedliwości?

Nie, nigdy nie zwątpiłem. Prawo jest dyscypliną ocenną, w którą ryzyko błędów jest wpisane. Nie można na podstawie jednej sprawy wyciągać generalnych wniosków.

Ale pewnie nie chciałby pan mieć tamtego mordercy za sąsiada, prawda?

Oczywiście, że nie. Mało tego – jestem przekonany, że jeśli będzie pod wpływem alkoholu i poczuje zazdrość, może znów popełnić zbrodnię.

Czy takie sprawy nie są obciążające? Nie rzutują na życie prywatne?

Oczywiście zawód prokuratora odciska piętno na życiu prywatnym. To nie jest zawód, który można uprawiać mimochodem. To zawód 24-godzinny.

Czy nigdy pan nie żałował tego wyboru?

Nie. Zawsze wręcz biegłem do pracy.

— rozmawiała Katarzyna Wójcik

Uczył się pan w technikum samochodowym. Skąd pomysł, by zostać prawnikiem?

Edward Zalewski: Nigdy nie chciałem być po prostu prawnikiem. Od razu zdecydowałem się zostać prokuratorem.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem