W branży prawniczej dużo uwagi poświęca się nie tyle temu, co wolno, ile przeciwnie – czego nie wypada. Dlatego inwestujemy w dające pozór blichtru niepraktyczne gadżety. Otaczamy się wiecznymi piórami, które piszą podobnie jak dostępne w dziale papierniczym supermarketu. Już na studiach kupujemy skórzane aktówki, choćbyśmy nosili w nich bułkę, banana i jogurt, a nie odpisy wielowątkowych nadzwyczajnych środków zaskarżenia. Inwestujemy w drogie komputery. Niektórzy porywają się nawet na drukowanie wizytówek z adnotacją „partner zarządzający", z pominięciem, iż chodzi o jednoosobową działalność gospodarczą. Nosimy się godnie, skromność nie należy do naszych pierwszoplanowych cech, choćbyśmy dopiero się ocierali o wymarzony zawód. Rzadko kiedy młodzi ludzie mają świadomość, iż droga od egzaminu z logiki do zbudowania renomy w prawniczym środowisku jest długa, trudna i wyboista. Co więcej, nie jest także dana każdemu, kto po prostu sumiennie pracuje.