Gdy państwo jako takie pragnie wykorzystać położenie obywatela, jego niewiedzę lub po prostu fakt, iż – jak to człowiek, niekiedy się myli – jest to sytuacja zgoła niepokojąca. Gromkiej krytyki wymaga zaś, gdy zamierzenia swe ustawodawca ubiera w szaty reformy przepisów, której celem ma być usprawnienie wymiaru sprawiedliwości, a w praktyce jest niczym innym jak chęcią ograbienia obywatela z jego ciężko zarobionych pieniędzy. Dodajmy – raczej bezpodstawnie.
Tym zaś, w moim przekonaniu było wprowadzenie do kodeksu postępowania cywilnego przepisu o tzw. opłacie dodatkowej uiszczanej obligatoryjnie w przypadku wniesienia niewłaściwej (choćby o 1 zł) opłaty sądowej od środka odwoławczego. Regulacja ta z pewnością nie podniosłaby przychodów producentów kalkulatorów, których zadaniem byłoby dostarczanie adwokatom i radcom prawnym urządzeń o najwyższym stopniu dokładności. Nie zmobilizowałaby też pełnomocników do rozpoczęcia procesu technicznego przygotowania apelacji czy zażalenia już w pierwszym dniu od doręczenia im podlegającego zaskarżeniu uzasadnienia wyroku. Zapis ten nadto nie spowodowałby, iż profesjonalni pełnomocnicy staliby się jeszcze bardziej profesjonalni dzięki przypomnieniu sobie (dla sprawdzenia i pewności) zasad obliczania procentów na kartce w kratkę.
Przepis ten, gdyby wszedł w życie, uczyniłby tylko zło. Zło, które nie dotknęłoby nikogo poza stroną postępowania niezadowoloną z orzeczenia i skłonną je zaskarżyć.
Proces cywilny nie jest procesem formułkowym, którego lata świetności upłynęły wraz z końcem pryncypatu i być może nieprzypadkowo nie powróciły. Postępowanie cywilne to sposób dochodzenia stanowisk, roszczeń, a także rozstrzygania spraw bodaj najdelikatniejszych ludzkich problemów, jakimi są sprawy rodzinne. Jego celem nie jest zatem łatwe uzupełnienie dziury w budżecie państwa, który może nie spina się z powodu podjęcia określonych decyzji w innych sferach jego funkcjonowania. Istotą postępowania nie powinno być dążenie do ukarania adwokata, którego rolą nie jest z kolei uiszczenie wcześniej wyliczonej opłaty sądowej, lecz jedynie ewentualne przekazanie informacji o jej wysokości klientowi.
Za sprawą sporów rozstrzyganych przed sądem cywilnym obywatel ma zbliżyć się do tego, co zwykliśmy nazywać sprawiedliwością, i uzyskać satysfakcjonujące go rozstrzygnięcie lub przynajmniej zrozumieć, dlaczego nie jest to możliwe w świetle prawa i stanu faktycznego danej sprawy.
Tymczasem ustawodawcy, który zamiast dążyć do stanu, w którym strona postępowania odbierze naukę, bliższa zdaje się koncepcja dania mu nauczki. Nie dość bowiem, że sprawę na pierwszym etapie przegrał, to jeśli, nie daj Boże, pomyli się, wpłacając na konto sądu nie tę kwotę, którą powinien, dodatkowo za ten błąd zapłaci. W przenośni i dosłownie, a niekiedy naprawdę niemało, bo nawet 200 tys. zł.