Jest różnica między nauką a nauczką - Joanna Parafianowicz o opłacie dodatkowej za błąd pełnomocnika

Państwo nie będzie wkrótce za nic odpowiadać, za to wszyscy za państwo.

Aktualizacja: 14.07.2019 09:56 Publikacja: 13.07.2019 17:00

Jest różnica między nauką a nauczką - Joanna Parafianowicz o opłacie dodatkowej za błąd pełnomocnika

Foto: www.sxc.hu

Jednym z fundamentów prawidłowo funkcjonującego państwa jest to, że jego instytucje i obowiązujące w nich procedury są zrozumiałe dla obywatela. Ten zaś winien znać przepisy, w szczególności te, które go dotyczą lub dotyczyć mogą. Jedno i drugie założenie jest rzecz jasna postulatem, od którego rzeczywistość zwykła się oddalać.

Choć bowiem czasy zapoznawania się przez najgorliwszych z treścią Dzienników Ustaw w formie papierowej raczej minęły, a niemal każdy może zapoznać się z przepisami online – większość ludzi w codziennym zabieganiu nie nadąża z lekturą przepisów prawa, albo po prostu nie ma do tego głowy.

Czytaj też:

Nie będzie karnej opłaty za błąd rachunkowy prawnika

Nie dajmy się biurokracji

Gdy państwo jako takie pragnie wykorzystać położenie obywatela, jego niewiedzę lub po prostu fakt, iż – jak to człowiek, niekiedy się myli – jest to sytuacja zgoła niepokojąca. Gromkiej krytyki wymaga zaś, gdy zamierzenia swe ustawodawca ubiera w szaty reformy przepisów, której celem ma być usprawnienie wymiaru sprawiedliwości, a w praktyce jest niczym innym jak chęcią ograbienia obywatela z jego ciężko zarobionych pieniędzy. Dodajmy – raczej bezpodstawnie.

Tym zaś, w moim przekonaniu było wprowadzenie do kodeksu postępowania cywilnego przepisu o tzw. opłacie dodatkowej uiszczanej obligatoryjnie w przypadku wniesienia niewłaściwej (choćby o 1 zł) opłaty sądowej od środka odwoławczego. Regulacja ta z pewnością nie podniosłaby przychodów producentów kalkulatorów, których zadaniem byłoby dostarczanie adwokatom i radcom prawnym urządzeń o najwyższym stopniu dokładności. Nie zmobilizowałaby też pełnomocników do rozpoczęcia procesu technicznego przygotowania apelacji czy zażalenia już w pierwszym dniu od doręczenia im podlegającego zaskarżeniu uzasadnienia wyroku. Zapis ten nadto nie spowodowałby, iż profesjonalni pełnomocnicy staliby się jeszcze bardziej profesjonalni dzięki przypomnieniu sobie (dla sprawdzenia i pewności) zasad obliczania procentów na kartce w kratkę.

Przepis ten, gdyby wszedł w życie, uczyniłby tylko zło. Zło, które nie dotknęłoby nikogo poza stroną postępowania niezadowoloną z orzeczenia i skłonną je zaskarżyć.

Proces cywilny nie jest procesem formułkowym, którego lata świetności upłynęły wraz z końcem pryncypatu i być może nieprzypadkowo nie powróciły. Postępowanie cywilne to sposób dochodzenia stanowisk, roszczeń, a także rozstrzygania spraw bodaj najdelikatniejszych ludzkich problemów, jakimi są sprawy rodzinne. Jego celem nie jest zatem łatwe uzupełnienie dziury w budżecie państwa, który może nie spina się z powodu podjęcia określonych decyzji w innych sferach jego funkcjonowania. Istotą postępowania nie powinno być dążenie do ukarania adwokata, którego rolą nie jest z kolei uiszczenie wcześniej wyliczonej opłaty sądowej, lecz jedynie ewentualne przekazanie informacji o jej wysokości klientowi.

Za sprawą sporów rozstrzyganych przed sądem cywilnym obywatel ma zbliżyć się do tego, co zwykliśmy nazywać sprawiedliwością, i uzyskać satysfakcjonujące go rozstrzygnięcie lub przynajmniej zrozumieć, dlaczego nie jest to możliwe w świetle prawa i stanu faktycznego danej sprawy.

Tymczasem ustawodawcy, który zamiast dążyć do stanu, w którym strona postępowania odbierze naukę, bliższa zdaje się koncepcja dania mu nauczki. Nie dość bowiem, że sprawę na pierwszym etapie przegrał, to jeśli, nie daj Boże, pomyli się, wpłacając na konto sądu nie tę kwotę, którą powinien, dodatkowo za ten błąd zapłaci. W przenośni i dosłownie, a niekiedy naprawdę niemało, bo nawet 200 tys. zł.

Margaret Thatcher powiedziała kiedyś: Nie chcemy takiego państwa, w którym państwo odpowiada za wszystko, a nikt nie odpowiada za państwo. Dzisiaj, obserwując zmiany ustawodawcze, należałoby stwierdzić, że równie niepożądana staje się sytuacja, w której państwo nie odpowiada za nic (jak choćby wezwanie strony do uzupełnienia opłaty sądowej), a wszyscy odpowiadają za państwo. Cóż, na to się jednakże zanosi.

Autorka jest adwokatem, założycielką prawniczego bloga www.pokojadwokacki.pl

Jednym z fundamentów prawidłowo funkcjonującego państwa jest to, że jego instytucje i obowiązujące w nich procedury są zrozumiałe dla obywatela. Ten zaś winien znać przepisy, w szczególności te, które go dotyczą lub dotyczyć mogą. Jedno i drugie założenie jest rzecz jasna postulatem, od którego rzeczywistość zwykła się oddalać.

Choć bowiem czasy zapoznawania się przez najgorliwszych z treścią Dzienników Ustaw w formie papierowej raczej minęły, a niemal każdy może zapoznać się z przepisami online – większość ludzi w codziennym zabieganiu nie nadąża z lekturą przepisów prawa, albo po prostu nie ma do tego głowy.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem