Opłaty sądowe - kosmetyczna regulacja nie spełni oczekiwań społecznych

Ostatnie pogłoski o podjętych rzekomo pracach nowelizujących opłaty sądowe w sprawach cywilnych, budzą u szarej klienteli wymiaru sprawiedliwości irytację i zniechęcenie. Żadna kosmetyczna regulacja nie spełni bowiem oczekiwań społecznych.

Aktualizacja: 01.04.2018 22:51 Publikacja: 01.04.2018 20:43

Opłaty sądowe - kosmetyczna regulacja nie spełni oczekiwań społecznych

Foto: www.sxc.hu

Przeciętny zjadacz chleba jest przeciw utrzymaniu modelu opłat sądowych. Tekst niniejszy jest naszpikowany cytatami z wypowiedzi moich rozmówców na ten właśnie temat; pełnią taką samą rolę jak partie chóru w tragedii greckiej.

Tylko ci, którzy nie chcą słuchać opinii publicznej, nie wiedzą, bo i nie chcą wiedzieć, iż samo istnienie rozbudowanego systemu poboru opłat sądowych oraz równie rozbudowanego i wyrafinowanego trybu zwalniania od ich ponoszenia jest zasadniczą – obok niewydolności sądów i słabości orzecznictwa – przyczyną dezaprobaty społecznej dla wymiaru sprawiedliwości jako dziedziny wykonywania władzy publicznej przez państwo.

Państwo to nie podatnik

Ludzie widzą, że pobierane z góry opłaty sądowe są tylko dodatkowym kanałem fiskalnego drenażu społeczeństwa. Obowiązek ponoszenia opłat sądowych nie obejmuje Skarbu Państwa będącego stroną procesu. Mój klient – nawiasem mówiąc profesor – skomentował to filozoficznie: Widać opłaty sądowe dotyczą tylko podatników, do których Skarb Państwa się nie zalicza...".

Ustalona wskaźnikowo bądź wprost kwotowo wysokość opłat nie ma nic wspólnego z zawiłością ani czasochłonnością sprawy. I tocząca się wiele lat, i ta zakończona na pierwszym posiedzeniu sądu kosztuje stronę dokładnie tyle samo. O wysokości obowiązujących opłat powiedzieć można tylko tyle, że w naszym społeczeństwie, które zalicza się przecież do najuboższych w Europie, jest ona coraz częściej najważniejszą przeszkodą we wniesieniu sprawy do sądu. Konieczność wyłożenia już przy pierwszej czynności procesowej (w każdej instancji!) kwoty równej 5 proc. wartości przedmiotu sporu wywołuje gniew i politowanie dla prymitywizmu całego systemu. Słyszy się od ludzi odważnie rzucane, niekiedy nawet błyskotliwe opinie, np.: „Państwo Polskie prowadzi odpłatną działalność usługową w zakresie wymiaru sprawiedliwości" albo: „Urzędowy cennik usług sądowych przewiduje analogiczny system ulg i zachęt jak w każdej działalności komercyjnej". Czemu się dziwić, skoro wpływy z opłat sądowych są oficjalnie księgowane jako „dochody budżetowe". Ktoś powiedział, że to „lewa tylna kieszeń budżetu". bo nie da się ich z góry zaplanować i uchwalić.

Pobieranie opłat sądowych z góry wywołuje też inne skojarzenia. Znany globtroter wyznaje: „Człowiek czuje się tu jak w jakimś egzotycznym gabinecie masażu, gdzie ściąga się haracz już przy wejściu, bo nigdy nie wiadomo przecież, czy klient będzie zadowolony z usługi".

Brzydkie intencje

Obywatele dostrzegają też intencję prawodawcy, by wysokość opłat uzależnić od domniemanych zasobów strony. Widać to choćby na przykładzie spraw ze stosunku pracy, zawartej w art. 35 ustawy o opłatach w sprawach cywilnych. Przepis ten przewiduje, iż pozew pracownika podlega opłacie podstawowej 30 zł), ale tylko w sprawach, w których wartość przedmiotu sporu, równa sumie rocznych wynagrodzeń, nie przekracza 50 tys. zł. Powyżej tego progu stosuje się już zasady ogólne. Prostoduszna klientka, główna księgowa, opowiada: „Gdy szef dał mi znaczną podwyżkę, byłam w siódmym niebie. Po trzech miesiącach otrzymałam wypowiedzenie i wówczas okazało się, że ta przeklęta podwyżka odebrała mi prawo do procesowania się bez koszmarnych kosztów sadowych. Przekroczyłam ustawowy próg zwolnienia od kosztów o niecałe 100 zł! Czuję się sponiewierana, oszukana i okradziona, niech pan zgadnie, przez kogo?".

Podobnie taryfikator opłat od skarg w postępowaniu sądowoadministracyjnym wysokość opłaty wiąże z odgórną oceną zasobności kieszeni skarżącego (por. § 2 ust. 2 rozporządzenia Rady Ministrów z 16 grudnia 2003 r.).

Trzeba dodać, że obok grabieżczej wysokości opłat sądowych, najżywszy sprzeciw oraz niesmak budzi misterny i wyrafinowany system zwalniania od ich ponoszenia. Jak wiemy, wnioskowi o zwolnienie musi towarzyszyć sporządzone na sądowym formularzu oświadczenie strony o jej stanie rodzinnym, majątku, dochodach i źródłach utrzymania. Na podstawie zawartych w nim informacji sąd, a najczęściej nawet nie sędzia, lecz szeregowy referendarz sądowy, swobodnie orzeka, czy stronie należy się całkowite bądź częściowe zwolnienie od kosztów. Opory wywołuje sama konieczność publicznego przyznania się do swej biedy. Jakby tego było mało strona musi jeszcze wyspowiadać się z sytuacji osobistej i z ponoszonych na utrzymanie wydatków.

Nie warto już nawet wspominać o nieodłącznym zadłużeniu, skoro, jak ktoś inny powiedział: „dziś wszyscy jęczymy w kleszczach lobby bankowo-deweloperskiego". Oświadczenie majątkowe strony trafia do akt sprawy i jest jawne dla każdego, kto ma do nich dostęp, w tym dla przeciwnika procesowego. Z tych powodów obywatel często odbiera „dobrodziejstwo" zwolnienia od kosztów jako jeszcze jedną postać opresji prawnej państwa. Jest to wszakże tylko jedna strona problemu.

Pytania, które intrygują

Obyty w świecie klient mówi mi: „Przecież wszyscy wiedzą, że w Polsce są najniższe w Europie dochody na głowę, za to relatywnie najwyższe podatki, najwyższe składki ubezpieczeniowe, najniższe emerytury". Inny uczony rozmówca wywodzi: „W naszym kraju powszechna bieda utrzymywana jest metodami administracyjnymi, od czasów Hilarego Minca nic się nie zmieniło! Tak naprawdę wszyscy jesteśmy od pokoleń bardzo ubodzy, zarówno strony procesu, jak i sędziowie, co tu gadać". Problem biedy w Polsce bywa często (i to od dawna) przesłaniany różnymi optymistycznymi statystykami, jednak wychodzi on wciąż na jaw np. właśnie w sądach.

Ordynarny, nie waham się użyć tego eufemizmu (tak, eufemizmu!) system wydzierania ludziom pieniędzy tylko za to, że przychodzą ze swoimi sprawami do sądu, daje jak najgorsze świadectwo tzw. państwu prawa. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Moi klienci, niekoniecznie nawet wykształceni czy obyci z wymiarem sprawiedliwości, wciąż powtarzają różnie zresztą formułowaną wątpliwość: dlaczego muszę płacić za wyrok wydany przez państwowy sąd, który jest przecież utrzymywany z moich podatków?". Pada też inne intrygujące pytanie: „Czy konieczność ponoszenia opłat sądowych jest ograniczeniem, a nawet pogwałceniem konstytucyjnego prawa do sądu? Konstytucja nie przewiduje odpłatności wymiaru sprawiedliwości, sprawowanego w imieniu i na chwałę Rzeczypospolitej..."

Dopóki nie odbijemy się od dna

Niebotycznie trudne zadanie pojednania społeczeństwa z wymiarem sprawiedliwości wymaga, właśnie w tym czasie, mężnych decyzji prawodawczych. Jeżeli węzła gordyjskiego nie da się rozsupłać, to należy go przeciąć. Służyć temu będzie uwolnienie się od opresyjnych i restrykcyjnych regulacji w rodzaju ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych. Postulat ten nie jest bynajmniej wytworem fantazji. Brak opłat sądowych na początku postępowania w niczym nie utrudnia funkcjonowania sądownictwa, czego najlepiej dowodzą przykłady Francji i Hiszpanii. Dopóki statystyczny poziom dochodów w Polsce nie oderwie się od dna elementarnych kosztów utrzymania, na którym wciąż od lat tkwi, wszyscy zasługujemy na zwolnienie od kosztów sądowych.

Autor jest adwokatem, praktykuje we Wrocławiu

Przeciętny zjadacz chleba jest przeciw utrzymaniu modelu opłat sądowych. Tekst niniejszy jest naszpikowany cytatami z wypowiedzi moich rozmówców na ten właśnie temat; pełnią taką samą rolę jak partie chóru w tragedii greckiej.

Tylko ci, którzy nie chcą słuchać opinii publicznej, nie wiedzą, bo i nie chcą wiedzieć, iż samo istnienie rozbudowanego systemu poboru opłat sądowych oraz równie rozbudowanego i wyrafinowanego trybu zwalniania od ich ponoszenia jest zasadniczą – obok niewydolności sądów i słabości orzecznictwa – przyczyną dezaprobaty społecznej dla wymiaru sprawiedliwości jako dziedziny wykonywania władzy publicznej przez państwo.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Jan Skoumal: Gazety walczą ze sztuczną inteligencją, a Polska w lesie
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Co ma sędzia Szmydt do reformy wymiaru sprawiedliwości
Opinie Prawne
Rafał Adamus: Możliwa korporacja doradców restrukturyzacyjnych
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Sędziowie nie potrzebują poświadczeń bezpieczeństwa, bo sami tak zadecydowali
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Tomasz Szmydt to czarna owca czy w sądach mamy setki podobnych sędziów?