Takie przepisy nikogo już chyba nie dziwią. Nie chcę się rozpisywać o projektowanych aktach prawnych (np. przejmowaniu banków za złotówkę, wyłączeniu możliwości zwrotu nieruchomości warszawskich, jeśli są zamieszkane przez lokatorów, przejmowaniu w zarząd nieruchomości reprywatyzowanych). Wystarczy poprzestać na przepisach, które już obowiązują, aby bić na alarm.
Czytaj też: Lidl do nacjonalizacji? Gliński: powinien być polski
Środki nie uświęciły celu
Będąca podstawą działania tzw. komisji weryfikacyjnej ustawa z 9 marca 2017 r. o szczególnych zasadach usuwania skutków prawnych decyzji reprywatyzacyjnych dotyczących nieruchomości warszawskich wydanych z naruszeniem prawa umożliwia uchylenie decyzji reprywatyzacyjnej, jeśli jej wydanie doprowadziło do skutków rażąco sprzecznych z interesem społecznym lub skutków sprzecznych z celem, dla którego ustanowiono użytkowanie wieczyste albo jeśli przeniesienie roszczeń do nieruchomości warszawskiej było rażąco sprzeczne z interesem społecznym (art. 30 ust. 1 pkt 5 i 6). Rozstrzygnięcie takie oznacza ponowną nacjonalizację nieruchomości bez odszkodowania, utrwalającą stan wywodzący się z komunistycznego bezprawia. Jak widać na tym przykładzie, dekomunizacja niejedno ma imię.
Podane przykłady pochodzące z okresu tzw. dobrej zmiany nie mogą przyćmiewać nieznacznie starszych rozwiązań nacjonalizacyjnych wprowadzonych przez koalicję PO-PSL. Na podstawie ustawy z 28 listopada 2014 r. znacjonalizowane zostały majątki spółek legalnie utworzonych i wpisanych do rejestru handlowego, które do 31 grudnia 2015 r. nie przerejestrowały się do KRS (art. 9 ust. 2a-2b przepisów wprowadzających ustawę o Krajowym Rejestrze Sądowym dodane przez art. 3 noweli z 28 listopada 2014 r.). Z dniem 1 stycznia 2016 r. spółki te utraciły byt prawny, a ich majątki przeszły bez odszkodowania na rzecz Skarbu Państwa. Nie zostało nawet przewidziane dla tych spółek postępowanie likwidacyjne. Idąc za ciosem, ustawodawca znacjonalizował także prawa wspólników do udziału w majątku likwidacyjnym unicestwianych spółek.
To nie koniec skrajności. Utrata bytu prawnego tych spółek nastąpiła ex lege (bez orzeczenia sądowego, bez wpisu do jakiegokolwiek rejestru). W konsekwencji nawet instytucje państwowe traktują je jako istniejące (ściągają podatki, prowadzą postępowania administracyjne). Problem nie jest tuzinkowy. Według ustawodawcy, w 2014 r., kiedy rozwiązanie to było projektowane, funkcjonowało sto tys. takich spółek. Zakładać można, że nadal mamy w Polsce kilkadziesiąt tysięcy spółek-widm, które jak Latający Holender szybują po naszym porządku prawnym.