Prezydent nie zwlekał z podpisaniem nowelizacji do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym autorstwa Prawa i Sprawiedliwości. Nieważne, że wątpliwości wyrażali prawnicy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, Krajowa Rada Sądownictwa, rzecznik praw obywatelskich, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Konfederacja Lewiatan, Stowarzyszenie Sędziów Iustitia, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, prokurator generalny, Naczelna Rada Adwokacka, przewodnicząca Zgromadzenia Rady Europy, sekretarz generalny Rady Europy...
A to tylko część tych, którzy apelowali do prezydenta o niepodpisywanie ustawy lub skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent wątpliwości nie miał i ustawę podpisał. Podczas oświadczenia dla mediów trwającego niespełna siedem minut prezydent wyjawił dziennikarzom, że okres świąteczny był dla niego czasem „analizy tego, co działo się w parlamencie".
Nie dowiedzieliśmy się, z kim głowa państwa podczas Bożego Narodzenia analizowała rozwiązania zaproponowane przez PiS. Nie dowiedzieliśmy się, bo Kancelaria Prezydenta nie zgodziła się na zadawanie prezydentowi pytań, mimo że pierwszy obywatel w tym samym oświadczeniu mówił o potrzebie dialogu.
Andrzej Duda twierdził w kampanii, że prezydent nie jest od tego, żeby podpisywać wszystko to, co złoży mu rząd, ale od tego, by podejmować decyzje.
Zwycięstwo w wyborach prezydenckich dał Andrzejowi Dudzie nie tylko twardy elektorat PiS, ale przeważyli wyborcy umiarkowani, którzy byli niezadowoleni z prezydentury Bronisława Komorowskiego, oraz elektorat Kukiza, który chciał nowej jakości. Po kilku miesiącach gołym okiem widać, że prezydentura Dudy nie jest nową jakością. Prezydent stara się być jak najmniej widoczny przy odbijaniu państwa przez partię rządzącą, ale podpisy składa pod wszystkim, co PiS mu podeśle. Polacy nie chcieli zmiany notariusza Platformy na notariusza Prawa i Sprawiedliwości.