Marek Migalski: Plan Tuska wykona kto inny

By pokonać PiS, potrzebna jest nowa centroprawicowa siła.

Aktualizacja: 11.12.2019 20:15 Publikacja: 10.12.2019 18:52

Donald Tusk trafnie czyta polską politykę, ale utracił skuteczność działania

Donald Tusk trafnie czyta polską politykę, ale utracił skuteczność działania

Foto: AFP

W niedawnym wywiadzie udzielonym stacji TVN 24 Donald Tusk zakreślił scenariusz pokonania PiS. Warto zastanowić się nad tym, czy – po pierwsze – ów plan jest rzeczywiście najlepszym dla opozycji sposobem odsunięcia partii Jarosława Kaczyńskiego od władzy, oraz – po drugie – czy były szef Rady Europejskiej jest w stanie wprowadzić go w życie.

Jak wygląda wspomniany scenariusz? Tusk mówił o konieczności stworzenia nowej siły, centroprawicowej dodajmy, która mogłaby w perspektywie kilku lat pokonać PiS. Nie sprecyzował jednak, czy miałaby to być całkowicie nowa formacja polityczna, czy też raczej chodziłoby o bliższą współpracę ugrupowań już istniejących, w szczególności PO i PSL. Taka nowa siła, argumentował były premier, jest jedyną zdolną do odspawania obecnie rządzących od ministerialnych stołków, bowiem zadania tego nie może wykonać wciąż rachityczna lewica.

Podobne, ale nie te same

W tej części analizy trudno nie zgodzić się z Tuskiem – poglądy większości Polaków są centroprawicowe, chadeckie, umiarkowanie konserwatywne, socjalistyczne w ekonomicznej treści i katolickie w aksjologicznej formie.

Dlatego też PiS, które w dużej mierze mieści się w tych ramach, może być pokonane tylko przez partie idące do wyborów z podobną agendą. Nie taką samą, ale właśnie podobną. Mówiąc krótko – w Polsce jeszcze długo ugrupowania chcące zlikwidować program 500+, podwyższać wiek emerytalny, wprowadzać aborcję na życzenie, walczyć z Kościołem czy legalizować małżeństwa homoseksualne lub miękkie narkotyki – nie będą miały szansy na zwycięstwo. I Tusk to trafnie diagnozuje, choć sam – jak można się domyślać – ma poglądy, które akurat byłyby bliskie zaprezentowanemu rezerwuarowi progresywnego liberalizmu. Ale Polacy, w swojej większości, są odmiennego zdania i jeśli chce się nimi rządzić, trzeba uwzględniać ich ogląd świata.

Rozumie to także Grzegorz Schetyna, który wciąż trzyma Platformę na „konserwatywnej kotwicy", o której kilka lat temu wspomniał w wywiadzie przeprowadzonym przeze mnie dla tygodnika „Do Rzeczy". I Władysław Kosiniak-Kamysz, który w porę zorientował się, że pozostawanie w formule jednego obozu zjednoczonej opozycji, wraz z SLD, Nowoczesną czy Inicjatywą Polską, odsuwa jego stronnictwo od jego naturalnych wyborców. Wie to zresztą każdy, kto uważnie czyta badania opinii publicznej i zna jej zapatrywania na sprawy społeczne i gospodarcze.

Ma więc rację Tusk, sugerując, że pokonać PiS może tylko podmiot o centroprawicowym profilu ideowym.

Osobnym jednak zagadnieniem jest to, czy miałaby to być jakaś całkowicie nowa partia, czy też jednak byłemu premierowi chodziło o ściślejszą współpracę PO z PSL w ramach koalicji wyborczych. Jeśli miałby to być ten pierwszy scenariusz, to szanse na jego realizację należy ocenić nisko. Obie partie, a także ich liderzy raczej nie będą skorzy do samolikwidacji po to, by przetestować pomysł Tuska – bez żadnej zresztą gwarancji powodzenia.

O wiele bardziej realnym jest pomysł zawiązania koalicji wyborczej tych dwóch (a może kilku innych) formacji i pójścia do następnych wyborów jednym blokiem. Na przykład pod nazwą... Europejska Partia Ludowa.

Piszę to z przekąsem, bo choć idealnie oddawałoby to stan faktyczny (wszak PO i PSL od lat współdziałają w ramach EPP w Parlamencie Europejskim), to jednak dekoduje to być może osobisty interes Tuska. Dlaczego? Bo od kilkunastu dni jest szefem EPP i scalenie (nawet tylko wyborcze) tych dwóch partii byłoby jego osobistym sukcesem, którym mógłby się pochwalić na europejskich salonach. Ale bez względu na to, czy takie są intencje byłego szefa RE, warto mieć na uwadze, że jego sugestie są trafne. Właśnie taki chadecki blok jest najgroźniejszym wyzwaniem dla PiS, a nie jednocząca się lewica. Pokonać Kaczyńskiego nie może Czarzasty z Biedroniem i Zandbergiem, lecz Schetyna z Kosiniakiem-Kamyszem. Dlaczego? Bo programy ich partii są bliższe poglądom przeciętnej Kowalskiej i przeciętnego Nowaka. Tusk zatem w tej materii ma rację.

Przypadłość Kwaśniewskiego

Czy jednak ma szansę na wymuszenie na krajowych graczach realizacji tego scenariusza? Tu już odpowiedź jest raczej negatywna – były premier stracił bowiem już wiele ze swej mocy, która przez siedem lat czyniła z niego najpotężniejszego polityka w kraju. Doświadczył tego boleśnie w czasie kampanii do europarlamentu, kiedy to jego nadzwyczajne zaangażowanie po stronie Koalicji Europejskiej nie pomogło jej zwyciężyć. Tusk nadużył wówczas swego stanowiska jako szefa RE, a mimo tego w żaden sposób nie był w stanie pomóc swoim przyjaciołom i zaszkodzić PiS. Musiało to być dla niego bolesnym doświadczeniem i prawdopodobnie było jednym z powodów rezygnacji z planów walki o prezydenturę Polski w 2020 r.

Być może Tuska dotknęła już przypadłość Aleksandra Kwaśniewskiego, który dominował w polskim krajobrazie politycznym przez dekadę, ale wraz z zakończeniem swej drugiej kadencji stracił moc i polityczną sprawczość. Jego późniejsze zaangażowanie polityczne niewiele pomagało obdarzanym przez niego podmiotom i dekodowało malejącą sprawczość byłego prezydenta. Pozostał ważną postacią polskiej lewicy i wnikliwym obserwatorem, ale już trudno nazwać go istotnym graczem w naszej polityce.

Tusk czyta życie

Wydaje się, że z Tuskiem może być podobnie. Nadal trafnie, być może najtrafniej po opozycyjnej stronie, czyta polskie życie polityczne, ale nie ma dostatecznej siły, by znacząco na nie wpływać. Na swoją następczynię w PO namaścił Ewę Kopacz, ale znienawidzony przez niego Schetyna już po roku odebrał jej władzę i umościł się w fotelu przewodniczącego partii. Od tamtego czasu Tusk zachęca młode wilki do rebelii wobec szefa Platformy, ale bez skutku. Ostatnio chciał doprowadzić do wystawienia przez całą opozycję prezesa PSL jako wspólnego kandydata na prezydenta, ale nie był w stanie przeforsować tego planu.

Jak zatem odpowiedzieć na dwa postawione na początku artykułu pytania – o sens planu Tuska oraz o zdolność do jego przeprowadzenia? Na pierwsze warto udzielić odpowiedzi twierdzącej – tak, to najlepszy dla opozycji scenariusz odsunięcia PiS od władzy. A drugie pytanie? Tu wydaje się, że odpowiedź musi być negatywna – nie, obecny szef EPP nie ma narzędzi do wprowadzenia w życie swojego pomysłu. Jest na to za słaby. Czy zatem – ostatnie już pytanie – plan Tuska może się powieść? Tak, ale trzeba będzie wówczas zmienić jego nazwę i wstawić inne nazwisko. Jakie? Tego jeszcze nie wiemy.

Autor jest prof. politologii na Uniwersytecie Śląskim

W niedawnym wywiadzie udzielonym stacji TVN 24 Donald Tusk zakreślił scenariusz pokonania PiS. Warto zastanowić się nad tym, czy – po pierwsze – ów plan jest rzeczywiście najlepszym dla opozycji sposobem odsunięcia partii Jarosława Kaczyńskiego od władzy, oraz – po drugie – czy były szef Rady Europejskiej jest w stanie wprowadzić go w życie.

Jak wygląda wspomniany scenariusz? Tusk mówił o konieczności stworzenia nowej siły, centroprawicowej dodajmy, która mogłaby w perspektywie kilku lat pokonać PiS. Nie sprecyzował jednak, czy miałaby to być całkowicie nowa formacja polityczna, czy też raczej chodziłoby o bliższą współpracę ugrupowań już istniejących, w szczególności PO i PSL. Taka nowa siła, argumentował były premier, jest jedyną zdolną do odspawania obecnie rządzących od ministerialnych stołków, bowiem zadania tego nie może wykonać wciąż rachityczna lewica.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej