Rządzący zdają się nie dostrzegać, że polityka „twardej obrony" ich interesów (tak, ich, a nie polskich interesów) oznacza już teraz utratę zdolności koalicyjnej Warszawy, bez których nie można skutecznie bronić interesów kraju, co zaczyna być co krok widoczne. Międzymorze nie stanie się geopolityczną przeciwwagą dla Europy Zachodniej, bo nie chcą inne państwa wymyślonej przez PiS dekoracji bez treści. Polityka rządzącej w Polsce formacji doprowadziła do tego, że w świecie zachodnim może ona liczyć jedynie na jedynych w tym świecie miłośników Putina, czyli Orbána i Trumpa. Przy czym słowo „liczyć" nie ma w tym przypadku wielkiej wartości, bo pierwszy łatwo może się odwrócić na pięcie, a drugi jest osamotniony w swojej administracji.
Czyż trzeba lepszego dowodu pogardy dla naszego miejsca w świecie zachodnim i jego instytucjach niż zgoda na to, aby resort obrony stał się ministerstwem dziwnych kroków Monty Phytona? Z niejasnych dla Polaków i zagranicy względów szefowa rządu i szef partii pozwalają na dewastację polskich sił zbrojnych i ich powolną transformację w historyczne grupy rekonstrukcyjne. Obroną Polski ma się zająć NATO i Stany Zjednoczone, co w tej chwili jeszcze czynią nie dla Polski, ale ze względów ogólnosojuszniczych (ze względu na wzmożoną asertywność Rosji). Sytuacja w sektorze obrony i bezpieczeństwa musi zostać uzdrowiona. Wotum nieufności daje taką szansę.
Ustrojowy odwrót od Zachodu
Upokarzanie Polski w Europie przez obecnie rządzącą formację ma oczywiście swoje źródła w domu. Pogarszanie się pozycji Polski w świecie zachodnim wymaga zatrzymania jej psucia od wewnątrz. Sprawą fundamentalną jest powrót do litery i ducha demokracji liberalnej, która opiera się na zasadzie trójpodziału władz. Ona jest jednym z niezbywalnych wyróżników przynależności do cywilizacji politycznej Zachodu. Tylko orwellowska mentalność przywódców rządzącej formacji i ich propagandystów każe im wierzyć (?) i mówić, że pod tym względem nic złego się w Polsce nie dzieje. A przecież to właśnie Polska była jednym z pierwszych krajów Europy, który wprowadził tę zasadę do konstytucji – 3 Maja 1791 roku! Próba ustrojowej modernizacji Rzeczypospolitej napotkała wtedy opór części klasy politycznej. Teraz ci sami, którzy nikczemnie lub nierozumnie krzyczą „Targowica", robią podobnie. Chcą uczynić Polskę krajem ustrojowo osobliwym. Otwarciem drogi do tego było zniszczenie ustrojowej pozycji Trybunału Konstytucyjnego. A to jedynie wstęp do tego, co widzimy obecnie, czyli niszczenia niezależności wymiaru sprawiedliwości. Świetnym przykładem znanego z PRL dwójmyślenia, które towarzyszy temu procederowi antyzachodniej reakcji, są wypowiedzi premier Szydło. Na spotkaniach UE bez mrugnięcia okiem deklaruje, że „Polska jest członkiem europejskiej rodziny", a po powrocie do kraju zdecydowanie kontynuuje pod batutą prezesa politykę ustrojowego odwracania Polski od Europy. Wyznawany przezeń prymat centralnego ośrodka dyspozycji politycznej nad konstytucją oraz głównymi ustrojowymi zasadami i organami państwa pochodzi z innej epoki i innej cywilizacji politycznej. Rząd, który to akceptuje, źle służy interesom Rzeczypospolitej.
Cel, jaki przyświeca całej tej operacji, jest oczywisty: zapewnienie sobie długotrwałych i bezkarnych rządów. Temu samemu ma służyć „uzdatnienie" pod kątem potrzeb PiS ordynacji wyborczej. Tego nie da się wytłumaczyć przed partnerami z Zachodu. Łatwiej przed częścią polskiej opinii publicznej, zwłaszcza wyborcami PiS, ponieważ ze względów historycznych szacunek dla prawa oraz rozumienie znaczenia instytucji demokratycznych jest w naszym kraju nierzadko płytkie lub niepełne. To trzeba zatrzymać, nie tylko ze względu na problemy, jakie to będzie stwarzać dla naszego miejsca w Europie, ale także ze względu na zachowanie naszych zdolności do rozwoju. Ustroje autorytarne je ograniczają. Takie jest doświadczenie naszej cywilizacji.
A przecież chodzi niewyłącznie o niszczone obecnie prawno-konstytucyjne standardy demokracji. Chodzi także o urządzenia, które są sprawdzonym dorobkiem zachodnich demokracji, bez których nie może ona poprawnie funkcjonować, czyli o wolne media oraz organizacje pozarządowe jako przejaw twórczej, podmiotowej aktywności społeczeństwa obywatelskiego. Dla nich obóz rządzący ma jeden przekaz: „idziemy po was". Instrumenty służące ich ograniczaniu czy uzależnianiu są przygotowywane. Bo co nie jest pod kontrolą, jest podejrzane lub wrogie. Świetnie analizuje ten syndrom Jan Józef Szczepański w swojej „Maleńkiej Encyklopedii Totalizmu" (1990). Miała być przestrogą przed recydywą PRL-u, a dzisiaj wygląda jak minipodręcznik sprawowania władzy używany przez PiS.
Degeneracja moralności publicznej
Zamierzone, świadome psucie dotknęło także sfery moralności publicznej. Tutaj upadek jest być może największy. Rządzący chcą, abyśmy i pod tym względem przestali być częścią Zachodu. To może wydawać się paradoksem, bo stale się oni odwołują do wartości katolickich czy narodowych, ale to tylko zaklęcia, trochę podobnie jak z Orwella. Praktyka jest przecież deprymująco odmienna. To się zaczyna już na poziomie elementarnym, choćby na poziomie ewangelicznej etyki, a to część cywilizacji Zachodu.