Roman Kuźniar: Polska psuje się od wewnątrz

Wotum nieufności wobec rządu to próba odwrócenia złowieszczego kursu dla naszego kraju

Aktualizacja: 22.11.2017 16:22 Publikacja: 21.11.2017 17:50

Wypowiedzi premier Beaty Szydło to przykład znanego z PRL dwójmyślenia

Wypowiedzi premier Beaty Szydło to przykład znanego z PRL dwójmyślenia

Foto: AFP

Bezwstydna ocena pierwszych dwóch lat rządów PiS dokonana przez premier Beatę Szydło i prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie pozostawia złudzeń: metodycznie realizowany proces psucia Polski będzie kontynuowany.

Dlatego wniosek opozycji o wotum nieufności dla rządu jest jak najbardziej wskazany. Wprawdzie nie doprowadzi do jego odsunięcia, ale da szansę bardziej obiektywnej i wszechstronnej oceny bilansu pierwszej połowy kadencji. Jest to tym bardziej ważne, że prezes partii dał czytelnie do zrozumienia, że zasadza się na długotrwałe sprawowanie władzy w Polsce. Ta zapowiedź była zresztą zbędna. Wszak jedynym wiarygodnym uzasadnieniem zmian ustrojowych forsowanych przez PiS z pogwałceniem konstytucji jest zapewnienie tej partii bezterminowego i bezkarnego rządzenia. Gdyby chodziło tylko o reformy gospodarcze i społeczne, czy też ogólnie o „dobrą zmianę", będąca w toku budowa zrębów państwa autorytarnego byłaby przecież zbędna.

Niebezpieczna dla Polski głuchota i krótkowzroczność obozu rządzącego ujawniła się spektakularnie w reakcji na niedawny tweet Donalda Tuska. On powinien dawać do myślenia także z uwagi na obecny punkt obserwacyjny byłego premiera. Jedyną odpowiedzią była udawana histeria oraz prawdziwa kpina i szyderstwo. Do dramatycznie prawdziwego w każdym punkcie meritum nie odniesiono się wcale. To typowe dla mentalności właściwej sektom i to groźne dla Polaków, ponieważ sekty się nie uczą, a działalność większości z nich kończy się ich „hatakumbą". Tego trzeba Polsce oszczędzić.

Miłośnicy Putina przyjaciółmi PiS

Obszarów psucia Polski jest wiele i zapewne debata nad wotum nieufności wnikliwie je pokaże. Ja wskażę jedynie na te, które mają podstawowe znaczenie dla miejsca Polski w rodzinie narodów Zachodu, a w obrębie których dochodzi do groźnych dla przyszłości Polski i dla jej interesów zmian. Zatem po pierwsze trzeba powiedzieć: dość pogardy dla pozycji Polski w Europie, dla jej przynależności do zachodniej cywilizacji zarówno w sensie politycznym, jak i kulturowym.

Zepchnięcie naszego kraju na margines w UE oraz wystawienie go na ryzyko pozostawienia sam na sam z Rosją to nie tylko sprawa wizerunku, to sprawa naszych żywotnych interesów. Rezolucja Parlamentu Europejskiego oznacza posadzenie Polski w oślej ławce. Ale to tylko początek procedury, która doprowadzi zapewne do daleko poważniejszych konsekwencji. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że jedyną i histeryczną reakcją premier Szydło oraz polityków PiS były gomułkowskie okrzyki „zdrada", „zaprzedanie się obcym interesom" (zwłaszcza niemieckim).

Rządzący zdają się nie dostrzegać, że polityka „twardej obrony" ich interesów (tak, ich, a nie polskich interesów) oznacza już teraz utratę zdolności koalicyjnej Warszawy, bez których nie można skutecznie bronić interesów kraju, co zaczyna być co krok widoczne. Międzymorze nie stanie się geopolityczną przeciwwagą dla Europy Zachodniej, bo nie chcą inne państwa wymyślonej przez PiS dekoracji bez treści. Polityka rządzącej w Polsce formacji doprowadziła do tego, że w świecie zachodnim może ona liczyć jedynie na jedynych w tym świecie miłośników Putina, czyli Orbána i Trumpa. Przy czym słowo „liczyć" nie ma w tym przypadku wielkiej wartości, bo pierwszy łatwo może się odwrócić na pięcie, a drugi jest osamotniony w swojej administracji.

Czyż trzeba lepszego dowodu pogardy dla naszego miejsca w świecie zachodnim i jego instytucjach niż zgoda na to, aby resort obrony stał się ministerstwem dziwnych kroków Monty Phytona? Z niejasnych dla Polaków i zagranicy względów szefowa rządu i szef partii pozwalają na dewastację polskich sił zbrojnych i ich powolną transformację w historyczne grupy rekonstrukcyjne. Obroną Polski ma się zająć NATO i Stany Zjednoczone, co w tej chwili jeszcze czynią nie dla Polski, ale ze względów ogólnosojuszniczych (ze względu na wzmożoną asertywność Rosji). Sytuacja w sektorze obrony i bezpieczeństwa musi zostać uzdrowiona. Wotum nieufności daje taką szansę.

Ustrojowy odwrót od Zachodu

Upokarzanie Polski w Europie przez obecnie rządzącą formację ma oczywiście swoje źródła w domu. Pogarszanie się pozycji Polski w świecie zachodnim wymaga zatrzymania jej psucia od wewnątrz. Sprawą fundamentalną jest powrót do litery i ducha demokracji liberalnej, która opiera się na zasadzie trójpodziału władz. Ona jest jednym z niezbywalnych wyróżników przynależności do cywilizacji politycznej Zachodu. Tylko orwellowska mentalność przywódców rządzącej formacji i ich propagandystów każe im wierzyć (?) i mówić, że pod tym względem nic złego się w Polsce nie dzieje. A przecież to właśnie Polska była jednym z pierwszych krajów Europy, który wprowadził tę zasadę do konstytucji – 3 Maja 1791 roku! Próba ustrojowej modernizacji Rzeczypospolitej napotkała wtedy opór części klasy politycznej. Teraz ci sami, którzy nikczemnie lub nierozumnie krzyczą „Targowica", robią podobnie. Chcą uczynić Polskę krajem ustrojowo osobliwym. Otwarciem drogi do tego było zniszczenie ustrojowej pozycji Trybunału Konstytucyjnego. A to jedynie wstęp do tego, co widzimy obecnie, czyli niszczenia niezależności wymiaru sprawiedliwości. Świetnym przykładem znanego z PRL dwójmyślenia, które towarzyszy temu procederowi antyzachodniej reakcji, są wypowiedzi premier Szydło. Na spotkaniach UE bez mrugnięcia okiem deklaruje, że „Polska jest członkiem europejskiej rodziny", a po powrocie do kraju zdecydowanie kontynuuje pod batutą prezesa politykę ustrojowego odwracania Polski od Europy. Wyznawany przezeń prymat centralnego ośrodka dyspozycji politycznej nad konstytucją oraz głównymi ustrojowymi zasadami i organami państwa pochodzi z innej epoki i innej cywilizacji politycznej. Rząd, który to akceptuje, źle służy interesom Rzeczypospolitej.

Cel, jaki przyświeca całej tej operacji, jest oczywisty: zapewnienie sobie długotrwałych i bezkarnych rządów. Temu samemu ma służyć „uzdatnienie" pod kątem potrzeb PiS ordynacji wyborczej. Tego nie da się wytłumaczyć przed partnerami z Zachodu. Łatwiej przed częścią polskiej opinii publicznej, zwłaszcza wyborcami PiS, ponieważ ze względów historycznych szacunek dla prawa oraz rozumienie znaczenia instytucji demokratycznych jest w naszym kraju nierzadko płytkie lub niepełne. To trzeba zatrzymać, nie tylko ze względu na problemy, jakie to będzie stwarzać dla naszego miejsca w Europie, ale także ze względu na zachowanie naszych zdolności do rozwoju. Ustroje autorytarne je ograniczają. Takie jest doświadczenie naszej cywilizacji.

A przecież chodzi niewyłącznie o niszczone obecnie prawno-konstytucyjne standardy demokracji. Chodzi także o urządzenia, które są sprawdzonym dorobkiem zachodnich demokracji, bez których nie może ona poprawnie funkcjonować, czyli o wolne media oraz organizacje pozarządowe jako przejaw twórczej, podmiotowej aktywności społeczeństwa obywatelskiego. Dla nich obóz rządzący ma jeden przekaz: „idziemy po was". Instrumenty służące ich ograniczaniu czy uzależnianiu są przygotowywane. Bo co nie jest pod kontrolą, jest podejrzane lub wrogie. Świetnie analizuje ten syndrom Jan Józef Szczepański w swojej „Maleńkiej Encyklopedii Totalizmu" (1990). Miała być przestrogą przed recydywą PRL-u, a dzisiaj wygląda jak minipodręcznik sprawowania władzy używany przez PiS.

Degeneracja moralności publicznej

Zamierzone, świadome psucie dotknęło także sfery moralności publicznej. Tutaj upadek jest być może największy. Rządzący chcą, abyśmy i pod tym względem przestali być częścią Zachodu. To może wydawać się paradoksem, bo stale się oni odwołują do wartości katolickich czy narodowych, ale to tylko zaklęcia, trochę podobnie jak z Orwella. Praktyka jest przecież deprymująco odmienna. To się zaczyna już na poziomie elementarnym, choćby na poziomie ewangelicznej etyki, a to część cywilizacji Zachodu.

Pierwszym pokazem porzucenia chrześcijańskiej aksjologii był ortodoksyjnie zatwardziały stosunek do sprawy przyjęcia nawet niewielkiej grupy uchodźców z objętej strasznym konfliktem Syrii. Partii rządzącej, wbrew jej religijnym zaklęciom, obca jest scena Sądu Ostatecznego z ewangelii św. Mateusza: „Byłem przybyszem, a nie przyjęliście mnie" (dla przypomnienia rządzącym warto przytoczyć dalszy ciąg tych słów: „idźcie przeklęci w ogień wieczny").

Dlatego nie może już dalej dziwić osobliwy stosunek partii rządzącej do prawdy i przyzwoitości. Ich konferencje prasowe czy inne wystąpienia publiczne to już nie tylko pogarda dla inteligencji Polaków i herbertowskiego poczucia smaku. To jest sytuacja opisana przez Richarda Pipesa w odniesieniu do Rosji bolszewickiej. Jego zdaniem cechą jej kultury politycznej, dziedziczonej w sporej części po Rosji carskiej, było „kłamstwo jako stała i niehańbiąca praktyka działania", ale także powszechna nieufność. Rzecz charakterystyczna, stanowiska kluczowe dla skutecznego przeprowadzenia destrukcji ustroju demokracji liberalnej oraz dla spacyfikowania społecznego sprzeciwu szef partii powierzył ludziom o najniższych kwalifikacjach moralnych.

Przy użyciu takich metod, w tym skrajnego cynizmu i demagogii, PiS dokonuje zarazem destrukcji zaufania jako ważnego składnika kapitału społecznego i kulturowego. Cel jest oczywisty: kreowanie sztucznych podziałów klasowych, napuszczanie „ludu" przeciwko „elitom", „swoich" przeciwko „obcym", inspirowanie wojny polsko-polskiej już nawet na poziomie niewielkich społeczności.

Przecież to nie przypadek, że pod rządami PiS doszło do rozkwitu ruchów nacjonalistycznych i ksenofobicznych, wobec poczynań których rządzący zawsze znajdują zrozumienie. Kolejną cechą wskazaną przez Pipesa było traktowanie kraju przez rządzących jak własności. Z jednej strony rządząca propaganda trąbi o aferach poprzedników, powołuje komisje, udaje dobrego szeryfa, a z drugiej na naszych oczach dokonuje się bezwstydny, największy po 1989 roku skok na państwo przez działaczy PiS, ich kolegów i rodziny. Dla nich to jest prawdziwie „dojna zmiana". Administracja publiczna podlega przyspieszonej janczaryzacji, a kolejne afery są zamiatane pod dywan. W ten sposób Polska jest wypychana na peryferia zachodniej cywilizacji w kierunku tego, co znamy z Rosji i krajów poddanych jej panowaniu. Moralne i społeczne skutki degenerowania standardów życia publicznego będą dla przyszłości Polski groźne. To także musi być zatrzymane.

Jeśli nie zostanie zatrzymane, Polskę czeka zła przyszłość. Pod takimi rządami Polska będzie się stawać gorszym krajem, a Polacy gorszym narodem i społeczeństwem. Krajem pozbawionym przyjaciół, na peryferiach, pełnym kompleksów i złych emocji, szukającym winy wszędzie u innych, rozgrzeszającym się łatwo ze swoich wad i błędów, a nawet podnoszącym je do rangi cnoty. Także krajem oblężoną twierdzą, niezdolnym uczyć się od innych i w marszu podejmować rozwojowych wyzwań.

To już nam się w naszej historii przydarzało i wiemy, czym to się kończy. Szkody, które wyrządza w tej chwili rząd Szydło, uczynią nas kiedyś mądrzejszymi, ale cena za tę lekcję będzie bardzo wysoka. Trzeba próbować ją ograniczyć już teraz. Planowane wotum nieufności może zapoczątkować odwracanie złowieszczego dla Polski kursu.

Autor jest profesorem nauk humanistycznych, byłym doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego

Bezwstydna ocena pierwszych dwóch lat rządów PiS dokonana przez premier Beatę Szydło i prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie pozostawia złudzeń: metodycznie realizowany proces psucia Polski będzie kontynuowany.

Dlatego wniosek opozycji o wotum nieufności dla rządu jest jak najbardziej wskazany. Wprawdzie nie doprowadzi do jego odsunięcia, ale da szansę bardziej obiektywnej i wszechstronnej oceny bilansu pierwszej połowy kadencji. Jest to tym bardziej ważne, że prezes partii dał czytelnie do zrozumienia, że zasadza się na długotrwałe sprawowanie władzy w Polsce. Ta zapowiedź była zresztą zbędna. Wszak jedynym wiarygodnym uzasadnieniem zmian ustrojowych forsowanych przez PiS z pogwałceniem konstytucji jest zapewnienie tej partii bezterminowego i bezkarnego rządzenia. Gdyby chodziło tylko o reformy gospodarcze i społeczne, czy też ogólnie o „dobrą zmianę", będąca w toku budowa zrębów państwa autorytarnego byłaby przecież zbędna.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej