Michał Kolanko: Lepsze historie wygrywają

Kampania staje się ciekawa, bo polityka i wyborcy nie chcą nudy.

Aktualizacja: 13.02.2020 06:10 Publikacja: 11.02.2020 18:59

Robert Biedroń (Lewica) próbuje łączyć historię osobistą z polityką

Robert Biedroń (Lewica) próbuje łączyć historię osobistą z polityką

Foto: Rzeczpospolita, Marian Zubrzycki

Ruszyła kolejna kampania wyborcza. O wszystko, o najwyższą stawkę, najważniejsza po 1989 r. – tak mówią politycy i sztabowcy. Ale opinia publiczna już trzy razy – w stosunkowo krótkim czasie – słyszała takie deklaracja. Czy mimo tego potencjalnego zmęczenia kampania prezydencka będzie i tak ciekawa? Duże emocje na pewno się pojawią – już są coraz większe, co pokazuje dyskusja wokół wydarzeń w Pucku – nawet jeśli w sondażach początkowo nie będzie widać większych zmian. Nie tylko dlatego, że wyborcy dopiero zaczynają się przyglądać temu, kto chce zostać (lub zostać ponownie) prezydentem Rzeczypospolitej. Ale przede wszystkim dlatego, że opowieść o tym, że nic w tej kampanii się nie wydarzy, a karty są już do II tury rozdane, nie jest specjalnie interesująca. Ani dla polityków, ani dla opinii publicznej. Ani dla mediów.

Sztaby wszystkich kandydatów doskonale wiedzą o tym, że trzeba wyborcom opowiedzieć historię, która będzie nęcąca, bardziej przyciągnie uwagę, a najlepiej zdominuje całą kampanię. Polityka nie znosi nudy i statycznego przebiegu wydarzeń. A to oznacza nieoczekiwane zwroty akcji, przełomy, błędy i reakcje, zmiany w sondażach. Tak jak dzieje się to teraz w prawyborach demokratów w USA. Tam kandydat uznawany za pewniaka – Joe Biden, utrzymujący się długie tygodnie jako lider w sondażach – przegrał boleśnie w Iowa i walczy o polityczne życie. To tam Pete Buttigieg, 38-letni były burmistrz niewielkiego miasta w stanie Indiana, rzucił wyzwanie, określił się jako kandydat zmiany generacyjnej i walczy o nominację jak równy z równym z doświadczonymi politykami. Są ciekawe debaty, zmiany w sondażach, emocje, wysiłek sztabów.

Oczywiście kampania w USA rządzi się swoimi prawami, ale mechanizm jest uniwersalny. – Co łączy ludzi? Armie? Flagi? Złoto? Nie ma nic silniejszego na świecie niż dobra historia. Żadna armia jej nie pokona – w ostatnim sezonie „Gry o tron" przekonywał Tyrion Lannister. I co prawda chodziło mu o to, kto będzie rządził Siedmioma Królestwami, ale słowa, które wypowiedział, mają charakter uniwersalny.

W oczach wyborców wygra lepsza, ciekawsza historia o tej kampanii. To korzystne warunki do pojawienia się „czarnego konia", spłaszczenia wyników, ostrej rywalizacji, gdy każdy błąd będzie na wagę politycznego być albo nie być. O takiej kampanii będą chcieli pisać dziennikarze, takie tematy będą czytali i oglądali wyborcy. Nie wszyscy będą zadowoleni z tego obrotu rzeczy, ale taka jest też natura polityki. To wszystko sprawia, że prędzej czy później pojawi się zewnętrzne lub wykreowane wydarzenie, które zostanie uznane za przełom i które przyspieszy zmiany w stawce kandydatów. Może to być konwencja, debata, wpadka na kampanijnym szlaku, wydarzenie geopolityczne i tak dalej.

Obecny stan wyjściowy rywalizacji o fotel prezydenta w tej sytuacji długo się nie utrzyma. Zwroty akcji będą błyskawiczne, bo – jak kilkukrotnie pisaliśmy już na łamach „Rzeczpospolitej" – politycy i sztabowcy funkcjonują teraz w warunkach „totalnej kampanii", toczącej się 24 godziny na dobę, w której pierwszą płaszczyzną są media społecznościowe – wszystko inne zaczyna być wobec nich drugorzędne. Tematy pojawiają się szybciej i szybciej znikają, a gdy dzieje się coś niespodziewanego to liczy się sprawna reakcja.

Tak jak wokół wydarzeń w Pucku, pierwszego tak budzącego emocje wydarzenia w kampanii. Każdy opowiada o tym swoją historię. PiS domaga się przeprosin, a Władysław Kosiniak-Kamysz staje po stronie prezydenta Andrzeja Dudy. Ale chociaż to już czwarta „kampania totalna", to nie ma żadnej gwarancji, że wszystkie znane do tej pory reguły – poza tymi najbardziej ogólnymi, jak ta o nęcących wyborców opowieściach – znajdą zastosowanie.

To powoduje niepewność, nerwowość sztabowców i nie tylko ich. Bo za każdym razem w polityce dzieje się coś nowego. Tym bardziej porównywanie metod i sytuacji z 2015 roku nie ma zbyt wiele sensu. Warunki zmieniły się tak diametralnie, jak polska polityka i media od tego czasu.

Metody opowiadania się zmieniały, podobnie jak reguły. Niezmienne jest tylko to, że lepsza historia wygrywa. W 2015 roku było ich kilka. Jedną z nich była klęska prezydenta, który miał wyborów nie przegrać. Andrzeja Dudę niosła fala i historia kogoś, kto ciężką pracą „w terenie" może wygrać – choć nawet ludzie z jego partii nie do końca w to wierzyli. To zresztą uniwersalna historia wygrywania przeciwko przeciwnościom, w sytuacji której nikt na ciebie nie stawia. Takie historie opowiadane przez filmowców, pisarzy stają się klasykami światowej kultury. Był jeszcze Paweł Kukiz, muzyk, który chciał zmienić Polskę i wstrząsnąć systemem. I po troszę mu się udało.

Wybory prezydenckie dobrze nadają się do opowiadania historii, bo są najbardziej spersonalizowane. Kandydaci to wiedzą i zaczynają snuć swoje opowieści. Na przykład Robert Biedroń wprost mówi o swoim pochodzeniu (urodził się w Krośnie), sukcesach w Słupsku i przedstawia plan, w którym nowoczesne państwo dobrobytu, o którym od dawna mówi Lewica, stanie się udziałem mieszkańców małych i średnich miast. Takich jak Słupsk czy Krosno. W ten sposób historia osobista łączy się z polityczną. Zachodzi ich fuzja, dla wyborcy jedno splata się z drugim.

Najbliższe miesiące pokażą, czyja historia będzie skuteczniejsza. Ale pewne jest, że nudno nie będzie. W końcu ogólna historia o tych wyborach powinna być tak ciekawa jak trzy poprzednie. A od 2018 roku w każdych kolejnych wyborach działo się coś, co zaprzeczało utartym schematom. Pytanie na ten rok jest tylko takie, co tym razem zaskoczeniem będzie. I jakie historie opowiedzą Polakom pretendenci do zamieszkania w Pałacu Prezydenckim.

Ruszyła kolejna kampania wyborcza. O wszystko, o najwyższą stawkę, najważniejsza po 1989 r. – tak mówią politycy i sztabowcy. Ale opinia publiczna już trzy razy – w stosunkowo krótkim czasie – słyszała takie deklaracja. Czy mimo tego potencjalnego zmęczenia kampania prezydencka będzie i tak ciekawa? Duże emocje na pewno się pojawią – już są coraz większe, co pokazuje dyskusja wokół wydarzeń w Pucku – nawet jeśli w sondażach początkowo nie będzie widać większych zmian. Nie tylko dlatego, że wyborcy dopiero zaczynają się przyglądać temu, kto chce zostać (lub zostać ponownie) prezydentem Rzeczypospolitej. Ale przede wszystkim dlatego, że opowieść o tym, że nic w tej kampanii się nie wydarzy, a karty są już do II tury rozdane, nie jest specjalnie interesująca. Ani dla polityków, ani dla opinii publicznej. Ani dla mediów.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej