Znamienny kadr: pewnego jesiennego dnia 2018 roku w dolnym holu Pałacu Kultury i Nauki z windy wychodzi delegacja akademicka z Kolumbii, a do tej samej windy wchodzi wykładowca Collegium Civitas i południowoamerykańscy goście uczelni, nie wiadomo skąd wiedząc, kto to jest, zaczynają sobie robić z nim zdjęcia i zadają pytania po angielsku. W pewnym momencie doktor politologii zaczyna mówić do nich płynnym hiszpańskim, wzbudzając szczery zachwyt członków delegacji, ale i dziennikarzy, którzy podążają za nim do windy, aby nagrać kilka ujęć z auli wykładowej na XII piętrze. W windzie pytają go, ile zna języków, i pojawia się odpowiedź: pięć płynnie i trzy komunikatywnie.
Wydarzenie to miało miejsce w dzień po wygranych w I turze wyborach na prezydenta Warszawy, a tym poliglotą był przyszły kandydat na prezydenta Polski Rafał Trzaskowski. Był to już wówczas jego szesnasty rok w roli wykładowcy Collegium Civitas. Roli pełnionej bez żadnej przerwy, mimo dwóch kadencji europarlamentarzysty, jednej posła do Sejmu, ministra administracji i cyfryzacji i wiceministra spraw zagranicznych.
Oaza akademicka
Twierdził zawsze, że przy tych wszystkich parlamentarnych i rządowych obowiązkach oprócz domu, który jest jego ostoją, to uczelnia i studenci są oazą pewnego rodzaju komfortu, jaki daje kontakt z młodzieżą, a także swoistą terapią, którą jest akademicka odskocznia od codziennych obowiązków. Kiedy był posłem do Parlamentu Europejskiego i ministrem, miał zajęcia w piątki, a obecnie po południu w poniedziałki dla dwóch grup studentów: polskiej i angielskiej.
Pojawił się w uczelni w 2002 roku za kadencji rektorskiej profesor Jadwigi Koralewicz, która po zakończeniu okresu rektorowania w Kolegium Europejskim Jacka Saryusza-Wolskiego, namówiła go do założenia w Collegium Civitas – jak się okazało – jednej z najlepszych specjalizacji w zakresie wiedzy o Unii Europejskiej w kraju. A był to okres, kiedy przed akcesją do Unii Europejskiej mnożyły się na uczelniach jak grzyby po deszczu wydziały i studia europeistyczne.
Pojawiły się dwa brzegowe warunki późniejszego wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego: swoboda w dobraniu sobie zespołu i małe grupy studentów, służące prawdziwej elitarności tego programu magisterskiego. I oba te warunki na wejściu zostały spełnione. W grupie na roku nie mogło być więcej niż kilkanaście osób, a część i tak wykruszała się wskutek niezwykle wymagających wykładowców i twardych zasad zaliczania egzaminów.