Po zwycięstwie Rafała Trzaskowskiego jego żona udzieliła wywiadu pismu „Vogue". Małgorzata Trzaskowska wyznała, że oboje z mężem przestali posyłać dzieci na religię, a młodszego syna nie wysłali do pierwszej komunii w proteście przeciwko upolitycznienia Kościoła. – Mam duży żal do Kościoła jako potężnej instytucji wpływającej na opinię części społeczeństwa. Uznaję otwarte powiązanie polskiego Kościoła z władzą za zaprzeczenie wartościom, których miał być wzorem: skromności, empatii, pomocy słabszym. Kościół nie zdał egzaminu, gdy PiS atakował sądy czy prawa kobiet, gdy protestowali niepełnosprawni czy mamy dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi – powiedziała.
W odpowiedzi na rodzinę prezydenta Warszawy wylał się hejt. „Najdurniejsza wypowiedź ostatnich dni" – grzmiała Telewizja Republika. Komentatorzy szydzili, że Trzaskowska karze Pana Jezusa za zły PiS, itd.
Przyznam, że sam byłem zaskoczony tym wywiadem. Jeśli ktoś jest osobą wierzącą, uważa, że religia prowadzi go do zbawienia. Odchodzenie od praktyk religijnych z powodu tego, że komuś nie podoba się działanie Kościoła w pewnych obszarach, szczególnie politycznych, może świadczyć o tym, że albo po prostu się nie wierzy, albo nie rozumie natury relacji wiara–Kościół.
Ale gdy przeczytałem w sieci, że odejście Trzaskowskich to mała strata dla Kościoła, zacząłem się nad sprawą głębiej zastanawiać. Sam znam kilku porządnych ludzi, którzy nie potrafiąc inaczej wyrazić swego sprzeciwu wobec tego, co się dzieje w Polsce, zaczęli się oddalać od Kościoła.
Kościół powinien sobie zadać pytanie, czy zrobił wszystko, by takich ludzi jak państwo Trzaskowscy przy sobie zatrzymać. Czy rzeczywiście w ostatnich latach nie dawał zbyt często powodów do podejrzeń, że żyruje działania partii rządzącej? Czy pozwalając politykom występować podczas uroczystości religijnych (Andrzej Duda przemawiał na mszy świętej z okazji rocznicy Sierpnia '80, Mateusz Morawiecki zaś na pielgrzymce Radia Maryja porównywał wrogów PiS do tych, którzy w przeszłości oblegali Jasną Górę), hierarchowie nie biorą po części odpowiedzialność za to, że osoby niechętne PiS przestają chodzić do Kościoła katolickiego, czyli powszechnego, będącego miejscem nie tylko dla sympatyków PiS, ale dla wszystkich?