Za co stracono żydowskiego lekarza

14 grudnia 1663 r. na krakowskim Rynku Głównym stracono żydowskiego lekarza Matatiasza Kalahorę, wnuka pochodzącego z Hiszpanii doktora Salomona Calahorry, wielkiej sławy lekarza nadwornego królów polskich: Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy.

Publikacja: 13.12.2018 14:29

1 kwietnia 1656 roku król Jan II Kazimierz powierzył Rzeczpospolitą opiece Matki Boskiej

1 kwietnia 1656 roku król Jan II Kazimierz powierzył Rzeczpospolitą opiece Matki Boskiej

Foto: Wikipedia

Wyrokiem krakowskiego sądu grodzkiego Matatiasz został skazany „na publiczne a wyszukane męki, a potem na spalenie żywcem na rynku krakowskim" za obrazę Matki Boskiej podczas kłótni z włoskim księdzem Serwacym Hebellim, duszpasterzem z krakowskiego kościoła św. Wojciecha. Zrozpaczona rodzina żydowskiego lekarza, wykorzystując jego koneksje na dworze królewskim, wywalczyła odwołanie od wyroku sądu grodzkiego do Trybunału Głównego Koronnego w Piotrkowie. Apelacja okazała się jednak błędem. Sąd królewski, będący również najwyższym sądem odwoławczym, uznał Matatiasza Kalahorę za bluźniercę i do wyroku dorzucił inne, jeszcze bardziej wyszukane tortury. Kiedy Kalahora skonał na rynku krakowskim, jego zwłok nie wydano rodzinie, ale zawleczono je na stos i spalono. Popiół nabito w armatę i wystrzelono na „cztery strony świata", aby nie pozostał po nim żaden ślad. Pozostał jednak w pamięci mieszkańców miasta. Świadkowie kaźni nie byli w stanie zapomnieć przeszywającego ich serca krzyku konającego nieszczęśnika.

355 lat po tym wydarzeniu postrzegamy egzekucję Kalahory jako akt barbarzyństwa i przejaw wielkiej nietolerancji naszych katolickich przodków wobec żydowskich sąsiadów. Bez wątpienia dużo w tym prawdy. Nie możemy jednak zapominać o przesłankach moralnych, jakimi kierowali się ówcześni sędziowie grodzcy, a później królewscy. Otóż Maria, matka Jezusa, została w drugiej połowie XVI w. obwołana Królową Polski. Dzisiaj uznajemy ten tytuł wyłącznie za symboliczny. Jednak od XVI do XIX w. był on traktowany przez naszych przodków niezwykle poważnie. A to między innymi za sprawą objawienia Matki Boskiej jezuicie Giulio Mancinelliemu. Ten włoski mistyk twierdził, że Najświętsza Panienka ukazała mu się 14 sierpnia 1608 r. w Mediolanie i zapytała: „A czemu mnie Królową Polski nie zowiesz? Ja to królestwo wielce umiłowałam i wielkie rzeczy dlań zamierzam, ponieważ osobliwą miłością ku Mnie pałają jego synowie". Rzeczywiście, miłość Polaków do Matki Zbawiciela zdawała się nie mieć równej w ogarniętej wojnami religijnymi Europie.

Ukoronowaniem tego uwielbienia było uchwalenie przez sejm koronacyjny w 1764 r. ustawy Forteca Częstochowska obwołującej matkę Jezusa Najświętszą Królową Polski. W tym akcie nie było niczego symbolicznego. Była to formalna elekcja polskiej monarchini, która miała rządzić Rzeczpospolitą wiecznie.

Proces Kalahory stał się świadectwem religijności, ale także obyczajowości dawnych Polaków. Unaocznił ich stosunek do matek. Jak pisał Zygmunt Gloger: „Matka, po staropolsku mać, w największej czci pozostawała zawsze u Polaków, co wpłynęło na ich pojęcia religijne, podnoszące cześć i miłość dla Matki Boskiej do znaczenia kultu narodowego".

Prawo pozwalało bronić sławy i honoru matki bez żadnych konsekwencji. Już Statut Kazimierza Wielkiego wyznaczał za obrazę czyjejś rodzicielki karę 60 grzywien i obowiązek publicznego oświadczenia: „Com mówił, kłamałem jako pies". Szczególnie surowo karane było podniesienie ręki na własną matkę. „Matce ktoby odpowiedział, albo ją ranił, glejtem królewskim zgwałconym karany być ma" nakazywało prawo z 1420 r. Karane nie było zatem jedynie podniesienie ręki na własną matkę, ale nawet jakakolwiek niegrzeczna pod jej adresem odpowiedź.

W domach szlacheckich do rodzicielki nie zwracano się inaczej jak „pani matko". Także wszystkie starsze gospodynie służące na dworach, kawalerowie każdego stanu, w tym także panicze, mieli obowiązek szanować i nazywać „matką" lub „matką czeladną". Kultura staropolska stworzyła więc swoisty kult rodzicielki jako najwyższą regułę moralną. Stąd wiele staropolskich przysłów odnosi się właśnie do matki. Wyrażają one zawsze, tylko i wyłącznie szacunek, a ich konkluzją jest reguła: „Głos matki, głos Boga".

Wyrokiem krakowskiego sądu grodzkiego Matatiasz został skazany „na publiczne a wyszukane męki, a potem na spalenie żywcem na rynku krakowskim" za obrazę Matki Boskiej podczas kłótni z włoskim księdzem Serwacym Hebellim, duszpasterzem z krakowskiego kościoła św. Wojciecha. Zrozpaczona rodzina żydowskiego lekarza, wykorzystując jego koneksje na dworze królewskim, wywalczyła odwołanie od wyroku sądu grodzkiego do Trybunału Głównego Koronnego w Piotrkowie. Apelacja okazała się jednak błędem. Sąd królewski, będący również najwyższym sądem odwoławczym, uznał Matatiasza Kalahorę za bluźniercę i do wyroku dorzucił inne, jeszcze bardziej wyszukane tortury. Kiedy Kalahora skonał na rynku krakowskim, jego zwłok nie wydano rodzinie, ale zawleczono je na stos i spalono. Popiół nabito w armatę i wystrzelono na „cztery strony świata", aby nie pozostał po nim żaden ślad. Pozostał jednak w pamięci mieszkańców miasta. Świadkowie kaźni nie byli w stanie zapomnieć przeszywającego ich serca krzyku konającego nieszczęśnika.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie