Nikt nie kwestionuje rzecz jasna, że tezy Lutra powstały. Nie da się też zaprzeczyć, że wywołały wielką dyskusję i rozpoczęły proces kształtowania się swoistego niemieckiego buntu antyrzymskiego, który ostatecznie przekształcił się w ruch religijny i doprowadził do rozbicia jedności Kościoła, powstania nowych wspólnot wyznaniowych, a w dalszej perspektywie do wojen religijnych, a nawet powstania nowoczesnych narodów. To niewątpliwe fakty historyczne. Nie oznacza to jednak, że tezy zostały do czegokolwiek przybite. Część historyków wprost podkreśla, że w owym kościele nie ma miejsca, w którym mogłyby one zawisnąć, a do tego byłoby to niezgodne z ówczesną praktyką naukową i teologiczną. Tezy naukowe (a taki charakter miało 95 tez na temat odpustów) rozsyłało się do innych ośrodków akademickich, ewentualnie wywieszało na uniwersytetach, ale nie przybijało się ich na drzwiach. Marcin Luter zaś w 1517 r. nie był rewolucjonistą, który zamierzał odrzucać zastane zasady, ale naukowcem i mnichem, któremu przeszkadzały niewątpliwe nadużycia w handlu odpustami. Obraz przybijania tez jest niewątpliwie bardzo plastyczny, stąd świetnie nadaje się na mit założycielski reformacji, ale nie oznacza to, że jest prawdziwy, a jedynie tyle, że został świetnie wykorzystany przez ówczesnych i późniejszych autorów hagiografii Lutra, a także apologetów reformacji.
Luter na sejmie w Wormacji, gdzie wezwano go, by odwołał swoją naukę.
Wydobywanie Lutra
Ilość takich mitów, którymi przykryta jest prawdziwa biografia Marcina Lutra, jest ogromna. Powodów jest przynajmniej kilka. Po pierwsze, sam reformator z lubością opowiadał wciąż odmienne historie dotyczące własnego dzieciństwa, młodości, motywów wstąpienia do zakonu i wystąpienia z niego. Jego życiorys był dla niego samego materiałem uzasadniającym pewne decyzje, ale także częścią własnej „świętej" historii proroka (za którego sam się uważał), stąd pewne kwestie naświetlał on odmiennie. Luter (a w zasadzie Luder, bo takie było prawdziwe nazwisko reformatora) sam z upodobaniem tworzył więc mity dotyczące swojej historii. Po drugie, i to zapewne równie ważne, mity takie tworzyli też jego ówcześni zwolennicy. Żywot doktora Marcina Lutra miał być uzasadnieniem reformacji, a jego postępowanie wzorem dla kolejnych pokoleń luteranów. Katolicy, i to trzeci powód, dla którego tak wiele jest w życiorysie reformatora luk i nieścisłości, również mieli swoje powody, by przedstawiać go w gorszym świetle, stąd wiele pomówień i zwyczajnych kłamstw w ich materiałach. Nie oznacza to jednak, że wszystkie z nich trzeba odrzucić, bo nie ma wątpliwości, że luteranie dla odmiany pewnych znanych im informacji nie włączali w życiorysy, by nie zaszkodzić dobrej sławie Lutra.
I wreszcie sprawa ostatnia, to znaczy wykorzystywanie reformatora do uzasadnienia późniejszych od niego idei. Swojego Lutra mieli i oświeceniowi myśliciele, dla których był on – zupełnie wbrew własnym intencjom – kimś, kto wprowadzał światło rozumu w ciemne wieki średniowiecza; i liberalni protestanci, którym uzasadniał on odrzucanie kolejnych dogmatów (on sam zapewne dostałby w takiej sytuacji szału i paskudnymi słowami ich zwymyślał); i niemieccy nacjonaliści, dla których był ojcem dumy z narodu niemieckiego; i antysemici... Listę można by ciągnąć długo. Lutra na własne potrzeby mieli także pietyści, metodyści oraz wiele innych ruchów i nurtów teologicznych, które przedstawiały go w taki sposób, by zaspokoić własne potrzeby. W efekcie reformator pozostaje jedną z najbardziej zmistyfikowanych postaci historii chrześcijaństwa, a jego prawdziwe oblicze trzeba nieustannie wydobywać spod zwałów kłamstw, niedopowiedzeń, mitów, hagiografii itd.
Dodatkową trudnością jest fakt, że cała historia tamtego okresu do niedawna pisana była z perspektywy oświeceniowych historyków, którym zależało głównie na potępieniu Kościoła katolickiego i dla których każdy, kto się mu sprzeciwiał, był bohaterem prawdziwego postępu. Taka perspektywa sprawiała, że historycy i publicyści nie byli w stanie dostrzec, że w wielu kwestiach Marcin Luter był raczej człowiekiem przeszłości niż przyszłości, że w porównaniu z hiszpańskimi reformatorami chrześcijaństwa miał niewielkie pojęcie o wielkości świata i że wreszcie jego niemiecki nacjonalizm (w ówczesnym, a nie nowoczesnym znaczeniu tego słowa) sprawiał, że nie był on w stanie wznieść się ponad własne uprzedzenia wobec Żydów, czym różnił się od jemu współczesnych Hiszpanów. Ci ostatni bowiem, gdy wyznawca judaizmu przyjmował chrześcijaństwo, umożliwiali mu pełną karierę kościelną – mógł zostać nawet arcybiskupem. Luter zaś dla nawróconych na ewangelicyzm Żydów miał zarezerwowane najwyżej stanowisko kościelnego. Uświadomienie sobie tego wymaga jednak wyjścia poza oświeceniowe mity i dostrzeżenia, że reformacja nie była zjawiskiem politycznym czy naukowym, ale religijnym. Wcale nie wpisywała się w prosty sposób w proces modernizacji, a często była mu przeciwna.