William McKinley, człowiek, który pokochał wojnę

Wojna domowa była największą tragedią w historii Stanów Zjednoczonych, ale dla kilku ludzi stała się okazją do pokazania talentów przywódczych. Aż siedmiu amerykańskich prezydentów brało w niej udział. I to dzięki odwadze wykazanej na polu walki zdobyli sławę, która doprowadziła ich do Białego Domu. Ostatnim z nich był William McKinley.

Aktualizacja: 27.09.2019 04:22 Publikacja: 26.09.2019 16:12

Foto: BIBLIOTEKA KONGRESU USA

Prezydentura Williama McKinleya miała wymiar symboliczny. Kończył się XIX wiek – pierwsze stulecie kształtowania się amerykańskiej państwowości. Kiedy w 1896 roku William McKinley ogłaszał, że będzie się ubiegać o prezydenturę po Groverze Clevelandzie, Ameryka obchodziła 120-lecie swojej niepodległości. Przez ten czas kraj był zaangażowany w 62 konflikty zbrojne, w tym wojnę domową i wiele wojen, które toczyły się poza jego terytorium. Swoją suwerenność i dobrobyt Ameryka okupiła życiem setek tysięcy swoich obywateli, afrykańskich niewolników i milionów rdzennych Amerykanów. Prezydentura Williama McKinleya kończyła wiek wojen wewnętrznych i wprowadzała Stany Zjednoczone na drogę ekspansjonizmu i mocarstwowości. Rodziło się imperium, którego strzegły potężne siły zbrojne i najdynamiczniej rozwijająca się gospodarka świata.

Rozległe obszary, od wybrzeża Atlantyku na wschodzie do wybrzeża Pacyfiku na zachodzie, od Morza Arktycznego na północy po Zatokę Meksykańską na południu, bajecznie wielkie areały ziemi uprawnej ciągnącej się przez kilka stref klimatycznych i bogactwo surowców naturalnych czyniły Amerykę samowystarczalnym olbrzymem gospodarczym, z którym nikt nie mógł konkurować. Paradoksalnie wojna domowa przyspieszyła rozwój amerykańskiego przemysłu. Nadal jednak ponad 80 proc. amerykańskiego eksportu stanowiły produkty rolne. William McKinley chciał te proporcje odwrócić. Ameryka wchodziła na drogę wielkiego kapitalizmu, miała być lokomotywą cywilizacyjną całej planety – państwem, którego potencjał był w zasadzie nieskończony. „The sky's the limit" – mówiono w tamtym czasie – możliwości są nieograniczone. Wraz z prezydenturą Williama McKinleya rozpoczynała się era globalnej dominacji Stanów Zjednoczonych w niemal każdej dziedzinie życia. Nowy XX wiek miał należeć do nich niepodzielnie.

Prezydent, który nie lubił swojego wyglądu

William McKinley był mężczyzną o twarzy, którą niektórzy porównywali do nieruchomej maski teatralnej, a właściwie już filmowej, ponieważ jego fizjonomię znamy nie tylko dzięki fotografii, ale także filmowi – nowemu wynalazkowi braci Augusta i Louisa Lumiere. W 1895 roku bracia skonstruowali i opatentowali kinematograf. Pierwszy pokaz działania tego urządzenia zorganizowali w Paryżu, wyświetlając 35-osobowej publiczności film pt. „Wyjście robotników z fabryki". Rok później, kiedy trwała kampania wyborcza Williama McKinleya, wynalazek dotarł do Ameryki wraz z dwoma krótkimi obrazami: pierwszą komedią filmową „Ogrodnik polany" i filmem „Wjazd pociągu na stację w La Ciotat".

Amerykańscy politycy od razu zrozumieli, że nowa muza świata sztuki może przysłużyć się ich celom propagandowym. Od tej pory każdy mógł zobaczyć kandydata na prezydenta lub samego prezydenta na kinowym ekranie. Ludzie widzieli, jak polityk się poruszał i w co był ubrany. Nie słyszeli jeszcze jego głosu, ale już mogli ocenić jego aparycję i sposób ubierania. Wygląd zaczął więc mieć szczególne znaczenie. Kandydat na najwyższy urząd w państwie nie mógł się ograniczyć jedynie do wygłaszania przemówień. Kampania wyborcza nabrała innego charakteru. Teraz czujny obiektyw kamery wyłapywał każdy gest, każdy grymas twarzy, każde niedociągnięcie w wyglądzie lub zachowaniu kandydata na najwyższy urząd w państwie. Rozpoczęła się epoka politycznego widowiska filmowego, która była wstępem do współczesnych kampanii wyborczych.

William McKinley był pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, którego możemy zobaczyć na taśmie filmowej. On sam, kiedy ujrzał siebie na ekranie, załamał się swoim wyglądem. Jego mocna postać, z nieco beczkowatą klatką piersiową, szerokimi ramionami i coraz bardziej puchnącym – z upływem lat – brzuszkiem była wymarzona dla karykaturzystów. 25. prezydent Stanów Zjednoczonych miał 170 cm wzrostu i ważył prawie 100 kg. Miał jednak przystojne rysy twarzy naznaczone głęboko osadzonymi, niebieskoszarymi oczami, osłoniętymi krzaczastymi brwiami, jasną karnację, silną szczękę z silnie zarysowanym podbródkiem i dość duży nos. Mówił mocnym, czystym i niskim głosem, który wzbudzał zaufanie słuchaczy. Mimo okrągłej figury miał dobrą, wyprostowaną postawę. Chodził żwawo, robiąc wrażenie człowieka o zdecydowanej osobowości. Miał żelazne zdrowie. W przeciwieństwie do większości mężczyzn swojej epoki był jedynym czysto ogolonym prezydentem od czasów Andrew Johnsona. Nosił okulary do czytania. Ubierał się dość konserwatywnie, a w Białym Domu najczęściej nosił białą kamizelkę, po której z daleka rozpoznawali go jego współpracownicy. Mimo że wcale nie robił złego wrażenia na ludziach, on sam nie lubił swojego wyglądu, dlatego dość często odmawiał fotografowania, chyba że był nienagannie ubrany. Podczas kampanii politycznych kazał sobie obszyć na czerwono butonierkę, uważał bowiem, że to mu przynosi szczęście. Był bardzo przesądny.

Mimo nieprzeniknionej twarzy, którą widzimy na zdjęciach, William McKinley był niezwykle sympatycznym człowiekiem. Jego biograf, historyk William DeGregorio, tak opisał osobowość 25. prezydenta USA: „Z całą pewnością możemy powiedzieć, że McKinley był otwarty, przyjazny, wesoły, optymistyczny i powszechnie lubiany". „McKinley był nie tylko popularnym prezydentem – pisała historyk Margaret Leech – on był ukochanym prezydentem Amerykanów. (...) Nawet politycznych przeciwników urzekała szczególna słodycz jego osobowości". Podobnie wypowiada się biograf tego prezydenta, Charles S. Olcott: „Jego naturalna uprzejmość i uczciwość wzbudzała podziw zarówno demokratów, jak i republikanów (...) W przeciwieństwie do poprzedników, opinia publiczna uznała go za pozbawionego próżności i afektacji".

Mimo że McKinley nie lubił swojego wyglądu, stał się człowiekiem bardzo lubianym przez otoczenie. Nie pozował na wielkiego przywódcę, nie izolował się od ludzi, nie odmawiał rozmowy nawet z najniższymi urzędnikami ze swojej administracji, którzy prosili o jego rady. Robił wrażenie człowieka poważnego, ale pozbawionego egzaltacji i emocji. Jego subtelny urok pozyskiwał mu sympatię ludzi z różnych środowisk, lubił się nimi otaczać. Chociaż nie był szczególnie utalentowanym gawędziarzem i cechował się pozornie prostą inteligencją, to chętnie posługiwał się czystym dowcipem, najeżonym kolorowymi uwagami, i niezwykle błyskotliwymi porównaniami.

Metodysta z otwartym umysłem

William McKinley urodził się 29 stycznia 1843 roku w miejscowości Niles należącej do hrabstwa Trumbull w stanie Ohio. Był siódmym dzieckiem z dziewięciorga potomstwa Nancy i Williama McKinleyów. Rodzina ojca miała szkocko-irlandzkie korzenie. Byli potomkami pochodzącego z irlandzkiego miasta Dervock Davida McKinleya. Przodkowie matki Williama – Nancy McKinley z domu Allison – przybyli do Pensylwanii w połowie XVIII wieku. W przeciwieństwie jednak do wielu poprzednich prezydentów, William McKinley nie mógł się pochwalić przodkami zasłużonymi dla niepodległości Stanów Zjednoczonych. Zarówno McKinleyowie, jak i Allisonowie byli związani rodzinnie z przemysłem metalurgicznym. William McKinley senior powoli dorobił się niewielkiej fortuny na budowie hut i zakładów metalurgicznych w kilku miejscowościach Ohio: New Lisbon, Niles, Poland i Canton. Mimo że zarówno rodzina matki, jak i ojca, miała korzenie irlandzkie, McKinleyowie nie byli katolikami, ale zdeklarowanymi metodystami. Pod względem zapatrywań politycznych byli zwolennikami programu politycznego Partii Wigów i abolicjonistami. Należeli do tych Amerykanów, którzy wierzyli, że przyszłość kraju jest nierozerwalnie związana z rozwojem przemysłu i klasy robotniczej, a nie jakiejś archaicznej i wysoce niehumanitarnej praktyki czynienia z istot ludzkich zwierząt gospodarczych.

Kiedy William miał dwa latka, jego rodzina przeprowadziła się do miejscowości New Lisbon w stanie Ohio. Rodzina nie zagrzała tam długo miejsca. Ojciec przyszłego prezydenta budował kolejne huty, dzięki czemu mógł utrzymać 11-osobową rodzinę. Nawet kiedy William senior dorobił się już dużych pieniędzy, rodzina nie zachowywała się rozrzutnie. Rodzice Williama byli ludźmi głęboko religijnymi i starali się zaszczepić w swoich dzieciach surową etykę protestancką. W 1852 roku państwo McKinleyowie ponownie postanowili się przeprowadzić, tym razem do miejscowości Poland (Polska). Tam w wieku 16 lat William wstąpił do metodystycznej Academy of Poland i zaangażował się w działalność społeczną tej wspólnoty. Uwielbiał uczestniczyć w debatach prowadzonych w uczelnianym kółku dyskusyjnym. Jego talenty oratorskie wskazywały, że będzie albo kaznodzieją, tak jak chciała jego matka, albo adwokatem lub politykiem. Mimo umiarkowanej religijności młody William nie zamierzał zostać pastorem. Już wtedy pociągał go świat wielkiej polityki.

Wiele lat później, już jako 25. prezydent Stanów Zjednoczonych, często żartował w rozmowach z Amerykanami polskiego pochodzenia, że on także pochodzi z Polski. W mieście Poland spędził niemal całe dzieciństwo i tam wszedł w wiek dorosły. Uwielbiał to miejsce i często wracał do niego myślami. Miał tu zresztą bardzo wielu przyjaciół z młodości, którzy byli Polakami. Straszliwą ironią losu jest fakt, że 43 lata po przyjeździe rodziny McKinleyów do miasta Poland to właśnie polski imigrant Leon Czołgosz odebrał życie prezydentowi Williamowi McKinleyowi.

W 1860 roku 17-letni William zapisał się do dość liberalnego jak na obyczajowość połowy XIX wieku, koedukacyjnego Allegheny College w mieście Meadville, w stanie Pensylwania. Uczelnia ta została założona w 1815 roku przez wielebnego pastora Kościoła metodystów Timothy'ego Aldena. Obecnie jest najstarszym college'em działającym pod niezmienioną nazwą od dnia założenia. Już w czasach studiów Williama McKinleya uczelnia była członkiem prestiżowego Great Lakes Colleges Association. Mimo że kształciła głównie metodystów, to program nauczania był bardzo otwarty na nowe prądy intelektualne. O liberalnym programie tej uczelni świadczy fakt, że ukończyli ją m.in. tacy ludzie, jak walcząca o prawa kobiet nauczycielka i dziennikarka Ida Minerva Tarbell czy słynny prawnik i obrońca praw obywatelskich Clarence Seward Darrow.

Bez wątpienia Allegheny College ukształtował także światopogląd przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. William McKinley był taki jak ta szkoła – głęboko wierzący metodysta i człowiek o bardzo otwartym umyśle. Po roku nauki musiał przerwać studia. Jego ojciec nie był wtedy jeszcze tak zamożnym człowiekiem, żeby móc mu opłacić dalsze studia. Williamowi zabrakło pieniędzy na naukę. Zaczął podupadać na zdrowiu i wpadł w głęboką depresję psychiczną. Po powrocie do Poland imał się wielu zajęć. Był nauczycielem, a później pracował na poczcie. Oszczędzał każdy grosz, aby móc wrócić na studia. Kiedy zebrał już odpowiednią kwotę, aby powrócić na uczelnię, wybuchła wojna domowa. Porwany duchem patriotyzmu, jako zdeklarowany abolicjonista, postanowił wstąpić do armii Unii. Głęboko wierzył, że niewolnictwo jest czymś podłym, a secesja stanów południowych zwykłą zdradą wspólnej ojczyzny wszystkich Amerykanów.

Od szeregowca do majora

11 czerwca 1861 r. 18-letni William McKinley zgłosił się wraz ze swoim kuzynem Williamem McKinleyem Osbournem na ochotnika do 23. Pułku Piechoty ze stanu Ohio. Pułkiem miał później dowodzić major Rutherford B. Hayes, przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych. Hayes, podobnie jak McKinley, nie był zawodowym żołnierzem. Dowodzenia pułkiem piechoty uczył się z podręczników strategii wojennej. Nie zmienia to jednak faktu, że okazał się znakomitym dowódcą, którego żołnierze zasłynęli z wielkich czynów na polu walki. Dlatego tak szybko awansował na pułkownika, a później na jednogwiazdkowego generała brygady i dwugwiazdkowego generała majora.

Jego 23. Pułk z Ohio został włączony do Dywizji Kanawha, która składała się głównie z regimentów ochotniczych. William McKinley służył początkowo pod dowództwem majora Rutherforda Hayesa jako szeregowiec. Major Hayes miał bardzo dobre zdanie o swoim żołnierzu, dlatego czynnie wspierał jego awanse w armii. Wspominając postawę McKinleya w czasie jednej z bitew, Hayes nazwał go „jednym z najdzielniejszych i najlepszych oficerów w armii".

W wojsku po raz pierwszy ujawniły się także wielkie talenty organizatorskie Williama McKinleya. Do 1861 r. istniał zwyczaj, że żołnierze regimentów ochotniczych z Ohio mieli prawo wybrać większością głosów swojego dowódcę. Każdy szeregowiec bez wiedzy wojskowej i doświadczenia bojowego mógł w wyniku głosowania zdobyć pagony oficerskie. Efektem tego było fatalne dowodzenie tymi regimentami. W 1861 r. gubernator Ohio William Dennison postanowił zmienić tę praktykę. Odtąd to on miał wyłączne prawo mianowania dowódców jednostek ochotniczych. Oddziały te były zaopatrywane z przydziałów rządu stanowego. Logistyka była na fatalnym poziomie. Brakowało niemal wszystkiego: począwszy od dobrej żywności, aż po mundury, broń i amunicję. Niektórzy ochotnicy szyli więc uniformy za swoje pieniądze lub przybywali do punktów zbornych swoich jednostek z własną bronią myśliwską, która niejednokrotnie pamiętała wojnę o niepodległość.

Tak też było z 23. Pułkiem Piechoty z Ohio, który był fatalnie zaopatrzony. Z początku gubernator Dennison wyznaczył na dowódcę tej jednostki pułkownika Williama Rosecransa, który rozpoczął szkolenie ochotników w obozie na obrzeżach miasta Columbus. Zachwycony perspektywą udziału w wojnie szeregowiec McKinley napisał do lokalnych gazet w Ohio kilka artykułów o wspaniałości życia obozowego. Jednak opóźnienia w wydawaniu mundurów i broni szybko ostudziły jego entuzjazm i doprowadziły do konfliktu między kadrą dowódczą a żołnierzami. Sytuacja była tak napięta, że gubernator Dennison postanowił zmienić dowódcę na majora Rutherforda Hayesa. Ten przekonał żołnierzy, że powinni zaakceptować sytuację zaopatrzeniową i że na pewno wkrótce ich warunki bytowe znacznie się polepszą. McKinleyowi tak zaimponowała charyzma nowego dowódcy, że postanowił opisać to w gazetach. Artykuły przeczytali politycy stanowi i zwrócili gubernatorowi uwagę, że nie wolno dopuszczać do opóźnień w aprowizacji wojska, nawet jeżeli dotyczy to jednostek ochotniczych.

Współpraca Hayesa ze zdolnym żołnierzem McKinleyem przyniosła niespodziewany sukces. Pułk został należycie zaopatrzony, a mundury, które przysłano z magazynów były nowsze i lepiej uszyte niż w innych regimentach. Ta przyjaźń obu mężczyzn przetrwała lata i pomogła obu w dojściu do najwyższego stanowiska w kraju. Podobnie jak w przypadku wielu innych prezydentów, gubernatorów czy senatorów udział w wojnie domowej okazał się trampoliną dla ich karier politycznych.

William McKinley spędził na wojnie całe cztery lata. Kiedy rozpoczynał służbę, był zwykłym szeregowym, ale jego odwaga i zdolności przywódcze zostały natychmiast dostrzeżone. Amerykanie zawdzięczają swój wielki sukces cywilizacyjny umiejętności docenienia ludzi zdolnych i mądrych. Nie kierują się przy tym prywatą i zawiścią tak strasznie obciążającą inne narody. 15 kwietnia 1862 r. szeregowiec McKinley został za odwagę mianowany sierżantem. Swoje talenty dowódcze pokazał także 17 września 1862 r. w bitwie pod Antietam, za co tydzień później został podporucznikiem. Niecałe pół roku później, 7 lutego 1863 roku, podniesiono go do stopnia porucznika, a 25 lipca 1864 roku został kapitanem. Mimo że mógł wcześniej odejść ze służby z należnymi honorami, z niezwykłym uporem walczył do ostatniego dnia wojny. W wojsku czuł się wspaniale. Życie obozowe i walka to był jego świat. Dzisiaj powiedzielibyśmy kolokwialnie, że „kręciła go adrenalina". Za odwagę w bitwach pod Cedar Creek, Fisher's Hill i Opequon został nagrodzony stopniem majora.

Z wojny wracał otoczony nimbem bohatera. Cztery lata wcześniej szedł do punktu poborowego jako ubogi pracownik poczty, którego nikt nie znał. Teraz, kiedy przyjechał do rodzinnego Poland w paradnym mundurze majora Armii Stanów Zjednoczonych, mieszkańcy kłaniali mu się, zdejmując kapelusze z głów. Politycy nie mogli tego nie zauważyć. Teraz nic nie stało już na przeszkodzie w jego drodze na amerykański Olimp.

Prezydentura Williama McKinleya miała wymiar symboliczny. Kończył się XIX wiek – pierwsze stulecie kształtowania się amerykańskiej państwowości. Kiedy w 1896 roku William McKinley ogłaszał, że będzie się ubiegać o prezydenturę po Groverze Clevelandzie, Ameryka obchodziła 120-lecie swojej niepodległości. Przez ten czas kraj był zaangażowany w 62 konflikty zbrojne, w tym wojnę domową i wiele wojen, które toczyły się poza jego terytorium. Swoją suwerenność i dobrobyt Ameryka okupiła życiem setek tysięcy swoich obywateli, afrykańskich niewolników i milionów rdzennych Amerykanów. Prezydentura Williama McKinleya kończyła wiek wojen wewnętrznych i wprowadzała Stany Zjednoczone na drogę ekspansjonizmu i mocarstwowości. Rodziło się imperium, którego strzegły potężne siły zbrojne i najdynamiczniej rozwijająca się gospodarka świata.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie