Rosyjscy herosi - mit czy rzeczywistość?

Słysząc o bogatyrze lub witeziu, zwanym Ilją Muromcem, myślimy o legendach rosyjskiego folkloru. Jednak Ilja i jemu podobni to bohaterowie eposów Rusi Kijowskiej oraz Nowogrodu Wielkiego. Czy opiewani herosi są ludowym wymysłem, czy mają historyczne pierwowzory?

Publikacja: 28.02.2019 15:58

„Mocarze” (1898 r.) Wiktora Wasniecowa. Od lewej: Dobrynia Nikitycz, Ilja Muromiec i Alosza Popowicz

„Mocarze” (1898 r.) Wiktora Wasniecowa. Od lewej: Dobrynia Nikitycz, Ilja Muromiec i Alosza Popowicz

Foto: materiały prasowe

Któż nie zna takich bohaterów greckich mitów, jak Tezeusz, a zwłaszcza Herkules. Nie ustępują im z pewnością herosi skandynawskich sag. Również Słowianie mieli bajkowy świat, na który składały się nadludzkie wyczyny fantastycznych postaci. I to nie byle jakich, skoro opowieści o nich przekazywano ustnie z pokolenia na pokolenie przez całe tysiąclecie. Bo też każdy z bogatyrów charakteryzował się niezwykłą siłą, odwagą oraz sprytem. Integralną częścią osobowości były nadprzyrodzone zdolności, takie jak czerpanie siły z naturalnych żywiołów, a równie często umiejętność porozumiewania ze zwierzętami. Wielu popisywało się sztuką przemiany w dowolnego drapieżnika, co wskazuje na skłonności do wilkołactwa. Nie warto nawet wspominać o kontroli nad czasem i przestrzenią, która pozwalała witeziom przemierzać błyskawicznie dowolne odległości lub niepostrzeżenie przenikać wrogie umocnienia. Naturalnie każdy walczył cudownym mieczem. Wszyscy zostali obdarzeni nadzwyczajnymi mocami nieprzypadkowo: zawsze stawali w obronie słabszych, walcząc ze złem. Innymi słowy byli narzędziami bogów, którzy w ten sposób otaczali ludzkość surową, lecz sprawiedliwą opieką.

Bogatyr i witeź

Los takich postaci był tematem mitotwórczych opowieści. Byliny to starosłowiański gatunek literacki, który w epickich pieśniach malował heroiczne epizody związane z początkami Rusi Kijowskiej i Nowogrodu Wielkiego. Najstarsze z legend datują się na XI–XII w., ale przypuszczalnie obejmują wydarzenia, które rozgrywały się stulecia wcześniej.

W Polsce słowo witeź kojarzy się chyba najbardziej z balladami Adama Mickiewicza. Z kolei bogatyr jest bliski Bohatyrowiczom, w pełni historycznemu rodowi z kart powieści „Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej. I nie jest to jedyny polski akcent, ponieważ Europa poznała słowiańskie mity dzięki naszym publicystom. Prekursorem był historyk Stanisław Sarnicki, który w łacińskim „Opisaniu całej Polski, Litwy i Kraju Inflanckiego" z 1585 r. wprowadził do obiegu herosów Rusi zwanych „bohatirosami". Natomiast konkretne imiona zawdzięczamy staroście orszańskiemu Filonowi Kmicie. W korespondencji z 1574 r. wymienił jako autentyczne osoby Ilję Morawlenina i Sołowia Budimirowicza.

Literatura rosyjska odkryła byliny dopiero w połowie XIX w., choć trzeba przyznać, że bardzo spopularyzowała temat, a legendy zrobiły zawrotną karierę etnograficzną i folklorystyczną. Lecz dopiero językoznawcy skojarzyli, że słowo bogatyr dotarło na słowiańszczyznę z azjatyckich stepów. Na przykład z języka starotureckiego, w którym bayatur oznaczał po prostu śmiałego wojownika. Kirgiskim odpowiednikiem był baatyr – odważny dowódca. Listę językowych podobieństw można rozciągnąć na plemiona mongolskie i bułgarskie. Ale to wszystko nie wyjaśnia, kim według Słowian byli witezie.

Jeśli spojrzeć na konkretne postaci, otrzymamy całą plejadę mitycznych bohaterów, z której bodaj najbardziej znany jest Ilja Muromiec. Dlaczego? Został spopularyzowany, jako wdzięczny temat literacki, a zwłaszcza malarski. Skomponowanie bodaj najbardziej znanego portretu trzech bohaterów: Ilji Muromca, Dobryni Nikitycza i Aloszy Popowicza, zajęło Wiktorowi Wasniecowowi długich 20 lat.

Legenda głosi, że do 33. roku życia Ilja był sparaliżowany. Nie władał nogami, aż do czasu, gdy do jego chaty zapukało trzech tajemniczych starców. Wezwali Muromca, aby wstał i wypił puchar wody. Gdy wypełnił polecenie, wstąpiła weń nadzwyczajna moc. Wtedy usłyszał, że jest przeznaczony do służby kijowskiemu księciu. Otrzymał w tym celu zmyślnego konia, który kopytem wskazał głaz, a pod nim ukryte miecz i zbroję, godne herosa. Od tej pory Ilja jako książęcy drużynnik bronił Rusi przed wszelką obcą zarazą, wojując na ziemi, pod nią oraz na morzach. Bywał w Cargradzie (Konstantynopolu), na azjatyckich stepach, a byliny (eposy) poświęcone jego przygodom zajmują wiele stron. Podzielił los innych witeziów, którzy skamienieli lub zasnęli, aby obudzić się w krytycznej dla Rusi chwili. Do biografii Ilji Muromca jeszcze wrócimy, poświęćmy jednak chwilę, aby odpowiedzieć na pytanie, skąd czerpała pomysły ludowa fantazja?

Dzieci bogów

Nauka zajmująca się rozszyfrowaniem treści bylin dzieli się w uproszczeniu na nurty historyczny i mistyczny, ten ostatni należy uznać za mniej znany, lecz bardzo interesujący. Badacze skoncentrowali się na zbieżnościach w legendach różnych kultur, a całość obraca się wokół hipotez pochodzenia człowieka. Główne miejsce zajmuje pytanie, czy kiedyś na świecie żyli giganci?

Z sumeryjskich podań zapisanych na glinianych tabliczkach, przez mity greckie i azteckie, po słowiańskich witeziów wynika, że ziemię zamieszkiwało plemię olbrzymów. Ponoć w archiwach watykańskich znajduje się opowieść o ich wyginięciu na skutek przyrodniczych i kosmicznych kataklizmów, na przykład takich jak kilkukrotne zwiększenie grawitacji. Legenda o najstarszym bogatyrze Swiatogorze mówi, że był to prawdziwy gigant, który z powodu własnych rozmiarów ciągle zmagał się z ziemskim przyciąganiem. To Swiatogor przed zaśnięciem w kamiennym grobie przekazał część swojej siły Muromcowi. Czyżby słowiańskie eposy stanowiły dowód, że pojedynczy przedstawiciele nieznanej rasy przetrwali katastrofę?

Zwolennicy nurtu mistycznego są również zdania, że nadzwyczajne zdolności herosów to spuścizna po cywilizacji, która mogła wyprzedzać wiedzą nawet współczesny nam świat. Wiele z tych nauk zachowali Słowianie, niestety, zaginęły w toku uprawianej ogniem i mieczem chrystianizacji. Weźmy na przykład obowiązkową dla wszelkich baśni sylwetkę Baby Jagi, która w rzeczywistości była słowiańską wyrocznią i strażniczką domowego miru. Jeśli chodzi o witezi, wszyscy przechodzili u niej obrzęd inicjacji na podobieństwo paramedycznej i parapsychologicznej kuracji. Na dodatek otrzymywali od Baby Jagi kłębek wełny, który w legendach służy odnajdowaniu drogi. Tymczasem badacze kultury słowiańskiej przypuszczają, że kłębek to książka – przewodnik lub encyklopedia, tyle że spisana alfabetem węzełkowym.

Także siła bogatyrów nie brała się znikąd. Prawdopodobnie wołchwowie, czyli podobni druidom kapłani, prowadzili selekcję najbardziej obdarowanych fizycznie i intelektualnie dzieci. Od wczesnego wieku poddawali je specjalnej edukacji, ucząc walki i psychicznego wpływu na przeciwnika. Kapłani dzielili się także głęboką wiedzą pozwalającą na anormalny kontakt z przyrodą i zwierzętami. Na przykład Wolga Swiastosławicz mógł przemieniać się w wilka oraz gronostaja. W tej drugiej postaci przenikał do wrogich obozów i przegryzał cięciwy łuków.

Czyżby witezie stanowili rodzaj słowiańskiego zakonu zbrojnego, szkolonego wszechstronnie do obrony? Taką tezę potwierdzają również przekazy o niezwykłej sile wzroku bogatyrów, którzy potrafili doprowadzić przeciwnika do stanu otępienia. Wróg znajdujący się w stuporze nie dostrzegał chwili własnej śmierci, natomiast witeź w przypadku utraty sił mógł je z łatwością zregenerować. Mówią o tym liczne byliny, których bohaterowie odzyskują moc w podziemiach czy też leczą rany poprzez kontakt z powierzchnią planety. Ponadto czerpią energię z wichru i błyskawic. Faktycznie wiele pierwotnych kultur zna technikę samozakopywania w celu idealnego odseparowania od otoczenia i przywrócenia wewnętrznej równowagi. Nie bez przyczyny współczesna nauka wymyśliła komory deprywacyjne spełniające identyczne zadanie.

Hipotezę słowiańskich bractw lub bojowych zakonów zdają się potwierdzać także byliny z kobietami bogatyrkami w roli głównej. Powszechnym imieniem, pod którym występują, jest zazwyczaj Wasylisa. Jak się okazuje, pochodzi od mitycznego zwierzęcia, które tak jak Bazyliszek umiało hipnotyzować człowieka wzrokiem. Część Wasylis dysponowała z pewnością nadzwyczajną wiedzą zielarską i ezoteryczną, jednak była spora grupa wojowniczek szkolonych nie do walki wręcz, lecz częściej do celnego strzelania z łuku. W staroruskiej tradycji wojskowej przetrwała nawet nazwa polianic, czyli łuczniczek, które precyzyjnymi strzałami potrafiły spalić do cna gród lub wieś. Echem istnienia tak niebezpiecznych kobiet są motywy bylin poświęcone walce witeziów z bogatyrkami. Ich pokonanie było nieodzownym wstępem udanego związku małżeńskiego. Ale są także fakty historyczne, takie jak obecność Wasylis na dworze Iwana Groźnego, a więc jeszcze w XVI w. Jedna z hipotez wiąże szaleństwo cara z poleceniem wymordowania nadwornych wiedźm, których koleżanki prawem zemsty zesłały na Iwana IV niepoczytalność.

Z kolei inne słowiańskie mądrości zawarto w menu herosów. Otóż witezie karmili się przy tak zwanym słonym stole. To znaczy, że jadali potrawy wywołujące ciągłe pragnienie, a więc utrzymujące agresję. Pojono ich sfermentowanymi, czyli lekko alkoholowymi napojami. Z kolei aktywność seksualną podtrzymywano wywarami na bazie chrzanu. Z drugiej strony, w chwilach odpoczynku podawano im wiele tonizujących potraw. Powstawały głównie z owsianych kasz połączonych różnymi kombinacjami z mlekiem, masłem i miodem oraz ziołami. Nie dość, że były sycące, to jak wykazują współczesne badania, owies zawiera całe kompendium witamin i wzmacniających minerałów, także o działaniu antyseptycznym. Również owsa używały do kosmetyki słowiańskie piękności (nie tylko one, bo podobne przepisy znała antyczna Grecja).

Wyznawcy alternatywnej historii interpretują byliny jako główny dowód, że nasi przodkowie wywodzili się w prostej linii od Hiperborejczyków. O tej północnej cywilizacji przewyższającej poziomem rozwoju Atlantydę pisali historycy starożytnej Grecji i Rzymu. Obecnie co bardziej ekstremalni teoretycy nazywają mityczną Hiperboreję ojczyzną Protosłowian, wierząc chętnie, że pochodzimy w prostej linii od cywilizacji przybyłej z innych planet. Mają nawet twardy dowód: złote zapinki ceremonialnych szat wielkich książąt Kijowa. Na pozór ozdobione są przypadkowym ornamentem złożonym z kilku kółek. Aż komuś przyszło do głowy nałożenie tego wzoru na zdjęcia kosmosu wykonane przez Teleskop Hubble'a. Pokrywają się ponoć całkowicie z układem ciał niebieskich w Galaktyce Andromedy... A co na to wszystko klasyczna historia?

Ilja Muromski

Kto raz widział katakumby Ławry Peczerskiej, kijowskiego klasztoru, z pewnością nigdy nie zapomni widoku zmumifikowanych szczątków zakonników składanych tam od wieków. Zresztą nazwa sakralnego obiektu pochodzi przecież od pieczar, które z mozołem ryły kolejne pokolenia nabożnych pustelników. Wśród licznych relikwii znajduje się także ciało Ilji Muromskiego, któremu przypisuje się cudowne moce uzdrawiania. Stąd uzasadniona hipoteza, że legendarny witeź oraz prawosławny zakonnik to jedna i ta sama postać. Co prawda z powodu burzliwych losów Kijowa, niszczonego wielokrotnie przez najazdy, nie zachowało się zbyt wiele źródeł pisanych. Jednak mit, tym razem chrześcijański, mówi o nim jak o przybyszu z północy. A to daje podstawy, aby identyfikować go z Muromcami, czyli plemionami ugrofińskimi zamieszkującymi okolice jednego z najstarszych grodów Rusi o tej samej nazwie. To Murom miał być ojczyzną wojownika, który na przełomie XII i XIII w. faktycznie był drużynnikiem kijowskiego księcia. Znużony ciągłymi wojnami wybrał zakonną riasę (czarna szata z szerokimi rękawami), ale nie dokonał spokojnie żywota.

W 1990 r. radzieccy antropolodzy zbadali zmumifikowaną relikwię. Uzyskali zaskakujące wyniki, bo wzrost rycerza zakonnika za życia oceniono na ok. 185 cm. Tymczasem ówczesny mieszkaniec Rusi nie mierzył więcej niż 155 cm. Ponadto wykazano, że obiekt badania cierpiał na poważną chorobę kręgosłupa, która mogła owocować częściowym paraliżem lub trudnościami w chodzeniu. Poza tym nie był to wiekowy starzec, tylko mężczyzna ok. 40-letni. A więc wypisz wymaluj potwierdziła się treść byliny.

Najdziwniejsze były jednak okoliczności śmierci. Zakonnik został zabity pchnięciem miecza w serce, które zasłaniał prawą dłonią, noszącą wyraźne ślady przebicia. Jak wyjaśnili historycy, Ilja Muromski mógł zginąć podczas wojny domowej, którą w 1204 r. prowadziły zwaśnione gałęzie panującego domu Rurykowiczów. Jedna z nich zdobyła wówczas i złupiła Kijów. Wyniki ekspertyzy ucieszyły prawosławną Cerkiew, ponieważ poprzednie badania przeprowadzone w latach 60. XX w. wyraźnie sfałszowano. Podczas antyreligijnej nagonki wiernym wmawiano, że mumia została sztucznie wydłużona, a w ogóle to rzekomy święty miał mongoidalne rysy twarzy. Ucieszyli się badacze, którzy są zwolennikami teorii o historycznych korzeniach legendarnych herosów. Na dowód wskazują Sołowia Budimirowicza, twierdząc, że przybył z Bałkanów. Obyczajowa odmienność serbskiego woja sprawiła zapewne, że znalazł miejsce ludowych pieśniach. Innym przykładem jest bogatyr Aleksander Pierieswiet, całkiem historyczna persona. To bohater bitwy na Kulikowym Polu w XIV w. która załamała mongolskie panowanie nad Rusią, a Moskwie przyznała kluczową rolę w zjednoczeniu rozdrobnionych księstw.

Któż nie zna takich bohaterów greckich mitów, jak Tezeusz, a zwłaszcza Herkules. Nie ustępują im z pewnością herosi skandynawskich sag. Również Słowianie mieli bajkowy świat, na który składały się nadludzkie wyczyny fantastycznych postaci. I to nie byle jakich, skoro opowieści o nich przekazywano ustnie z pokolenia na pokolenie przez całe tysiąclecie. Bo też każdy z bogatyrów charakteryzował się niezwykłą siłą, odwagą oraz sprytem. Integralną częścią osobowości były nadprzyrodzone zdolności, takie jak czerpanie siły z naturalnych żywiołów, a równie często umiejętność porozumiewania ze zwierzętami. Wielu popisywało się sztuką przemiany w dowolnego drapieżnika, co wskazuje na skłonności do wilkołactwa. Nie warto nawet wspominać o kontroli nad czasem i przestrzenią, która pozwalała witeziom przemierzać błyskawicznie dowolne odległości lub niepostrzeżenie przenikać wrogie umocnienia. Naturalnie każdy walczył cudownym mieczem. Wszyscy zostali obdarzeni nadzwyczajnymi mocami nieprzypadkowo: zawsze stawali w obronie słabszych, walcząc ze złem. Innymi słowy byli narzędziami bogów, którzy w ten sposób otaczali ludzkość surową, lecz sprawiedliwą opieką.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie