Strajk zapowiedziany wstępnie na 8 kwietnia potencjalnie może być bardzo poważnym tematem politycznym. Wie to zarówno PiS, jak i opozycja. Wcześniej jednak odbędzie się nauczycielskie referendum. Rządowi pozostaje więc już coraz mniej czasu.

- Przyspieszyliśmy podwyżki i będziemy myśleć o kolejnych - zapewnia premier Morawiecki. Ale krajobraz polityczny wobec nauczycieli zmieniła wypowiedź ministra Krzysztofa Szczerskiego. Dla opozycji to paliwo, które ma pokazać że obóz rządzący nie rozumie sytuacji i w pogardliwy sposób traktuje całe środowisko. "Rząd ma ponad miesiąc, żeby poprowadzić poważne rozmowy i zapobiec #StrajkNauczycieli w czasie egzaminów. Dla dobra uczniów. Bez pogardy, żartów o 500+ i oszukiwania, że nie ma pieniędzy, kiedy są, tylko dla innych" - napisała na Twitterze Katarzyna Lubnauer, przewodnicząca Nowoczesnej.

Dla opozycji sytuacja, w której rząd mimo zapowiedzi ogromnych transferów socjalnych nie radzi sobie ze strajkiem nauczycieli, który może totalnie zdezorganizować pracę szkół, jest politycznie bardzo wygodna. Zwłaszcza ze względu na kalendarz. 8 kwietnia to początek głównej fazy kampanii wyborczej. Partie do tego czasu dopną już swoje listy (w Koalicji Europejskiej, ale nie tylko tam, jest to wyjątkowo trudny proces) i będą gotowe do wyborczego starcia. Strajk może zmienić tor kampanii przed wyborami do PE, która teoretycznie dotyczy spraw unijnych, ale w praktyce będzie poświęcona zagadnieniom krajowym.
 
Więcej o politycznym sporze wokół nauczycieli na rp.pl i w środowej „Rzeczpospolitej”.