Od 5 marca w placówkach, które wystąpiły z żądaniami podwyższenia płac o 1000 zł (pierwszy etap wskazany ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych), rozpoczną się referenda strajkowe. Jak podaje ZNP, z ich danych wynika, że takie działania ruszyły w 78 proc. placówek w Polsce. Najwięcej jest ich w województwach łódzkim (88 proc.), lubelskim i śląskim (po 87 proc.). Najmniej w Lubuskiem – 41 proc.
By do strajku doszło, w poprzedzającym go referendum strajkowym musi wziąć udział przynajmniej połowa nauczycieli, a większość powinna zagłosować za strajkiem. Referenda powinny się zakończyć do 25 marca.
Równocześnie związek rusza z kampanią informacyjną skierowaną do rodziców, by ich przekonać, że nauczyciele walczą nie tylko o pensje, ale także o poprawę sytuacji w oświacie. – Wszystko w szkole zaczyna się od dobrego nauczyciela. A to kosztuje – mówi przewodniczący Broniarz.
Jest problem, bo ustawa o systemie oświaty nie zawiera przepisów, które by tę kwestię regulowały. To oznacza, że uczniowie nie będą mogli zdawać egzaminów w terminie dodatkowym.
– Termin egzaminu jest znany, nie można więc mówić o kwestiach losowych. Nie można w takim przypadku przesuwać egzaminu na czerwiec – mówił w „Rzeczpospolitej" dr Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.
Po ogłoszeniu terminu strajku przez związki zawodowe MEN stara się tonować nastroje. „Wierzymy, że zarówno nauczyciele, jak i dyrektorzy szkół odpowiedzialni za przeprowadzenie egzaminów mają świadomość, że ich zakłócenie spowoduje trudności w realizacji planów życiowych uczniów" – podano w przesłanym do mediów komunikacie.