Piotr Gliński w wywiadzie krytycznie odniósł się do aktualnej polityki publicznej w Polsce. - W opozycji byliśmy wykluczani, traktowani jak trędowaci, pamiętam jak nie mogłem wynająć sali na spotkanie ekspertów w PAN, w której pracowałem od 30 lat. Jesteśmy porównywani do faszystów, dyktatury, ja jestem określany jako cenzor, który przeprowadza stalinowskie czystki w teatrach - powiedział wicepremier w rozmowie z "Wprost".
- Nawet jeżeli dzięki tej taktyce nienawiści pan Schetyna czy pan Tusk pokona tych pisiorów, to co? Nagle zapanuje sielski spokój? Miliony ludzi, którzy głosują na Jarosława Kaczyńskiego, zapadną się pod ziemię? Nie. Tylko ktoś - nie Polacy, będzie się z tego wiecznego piekła bardzo cieszył - dodał.
- Gdy brakuje programu, walka przenosi się w sferę emocji. Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być tak traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa – przekonywał Gliński.
Słowa wicepremiera zostały odebrane krytycznie nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Żydowska Agencja Telegraficzna nadała depeszę, która została opublikowana m.in. na łamach dziennika "Haaretz". Wypowiedź wicepremiera zauważyła również agencja Associated Press.
"Na Miłość Boską! Niezrozumienie, zła wola czy socjotechnika?" - pyta dzień po publikacji wywiadu Gliński na Twitterze.