Filip, informatyk z Warszawy, trochę się zdziwił, gdy podczas niedawnej rozmowy rekrutacyjnej usłyszał pytanie o miejsce zamieszkania. Tym bardziej że przy poprzednich zmianach pracy nikt go o to nie pytał. Przyszły szef wyjaśnił mu, że firma zlokalizowana w warszawskim tzw. Mordorze, która musi dostosować godziny pracy do grafików zagranicznych kontrahentów, miała ostatnio problemy z pracownikami mieszkającymi w odległych dzielnicach.
Jeden z nich zrezygnował po niespełna roku, podając jako powód zbyt długi czas dojazdu, inny zaś miał tak duże trudności z dotarciem na czas, że nie przedłużono z nim umowy. Dlatego teraz firma preferuje kandydatów, którzy mieszkają – albo są gotowi zamieszkać – na południu Warszawy.
Godziny w korku
Przypadek Filipa potwierdza, że pracodawcy zaczęli zwracać uwagę na zjawisko, które pokazują najnowsze badania opinii Polaków: rosnące znaczenie dogodnej lokalizacji miejsca pracy. Firmy, zatrudniając pracownika, biorą pod uwagę całkowity jego koszt (w tym różne dodatki do pensji), ale kandydaci do pracy coraz częściej analizują teraz całkowity czas poświęcony pracy – czyli praca wraz z dojazdem. Tym bardziej że w całej Polsce w miastach ten czas z roku na rok się wydłuża, głównie przez coraz większe korki.
Jak wynika z najnowszego raportu „TomTom Traffic Index" w 2019 r. we wszystkich 12 badanych dużych miastach wzrosło natężenie ruchu samochodowego, a wraz z nim poziom zakorkowania. Krajowi rekordziści to Łódź, Kraków, Poznań i Warszawa: czas dojazdu samochodem w godzinach szczytu wydłuża się średnio o ponad 40 proc., a w Łodzi prawie o połowę.