To będzie bardzo trudny sezon dla polskich firm nawozowych. Dobijają je rosnące ceny gazu, który stanowi nawet 70 proc. kosztów produkcji. Do tego dochodzi drożejący węgiel i energia elektryczna, a także kiepska pogoda, która uszczupla zyski rolników. W efekcie rentowność biznesu nawozowego maleje w zawrotnym tempie. Niektóre firmy musiały znacznie ograniczyć produkcję, inne ratują się eksportem do krajów, gdzie sytuacja rolników jest lepsza.
Podwyżki zamiast wyprzedaży
Producenci nawozów wskazują, że ceny błękitnego paliwa są dziś o 30 proc. wyższe niż przed rokiem. Rosnących kosztów nie mogli oni od razu przerzucić na rolników.
– Zasiewy zostały opóźnione i nie wszyscy rolnicy zdążyli zaaplikować nawozy. To sprawiło, że producentom nawozów nie udało się przełożyć rosnących kosztów na klientów – zauważa Jakub Szkopek, analityk DM mBanku.
W efekcie na początku roku – w szczycie sezonu, gdy ceny nawozów zwykle najszybciej pną się w górę – produkty dla rolników zdrożały zaledwie o kilka procent. Jednak od czerwca, czyli wraz z rozpoczęciem nowego sezonu, trend mocno przyspieszył. Choć zwykle o tej porze mamy do czynienia z posezonową wyprzedażą. Obecnie ceny niektórych nawozów z dostawą na jesień są nawet o 30 proc. (około 50 euro za tonę) wyższe niż na początku czerwca. To jednak wciąż za mało, by mówić o ożywieniu w branży.
– Mimo prawdopodobnego wzrostu cen nawozów w ślad za wyższymi cenami gazu, w krótkim okresie pesymistycznie patrzymy na marżowość segmentu nawozowego – podkreśla Michał Kozak, analityk DM Trigon. Z obawą przygląda się więc wynikom największego gracza na polskim rynku – Grupie Azoty.