Od wejścia Polski do UE do 2017 r. do polskich gospodarstw trafiło 28 mld euro płatności bezpośrednich, korzysta z nich ponad 80 proc. rolników, chociaż – większość nie produkuje na rynek. Dopłaty bezpośrednie stanowią w Polsce ok. 50 proc. dochodów rolniczych. Dopłaty i inne programy unijne przyniosło rolnictwu wsparcie finansowe, jakiego nie miało nigdy wcześniej, zarówno z budżetu unijnego, w ramach wspólnej polityki rolnej i polityki spójności, jak i z budżetu krajowego. Jak podkreślają autorzy, Polska jest największym beneficjentem rozliczeń finansowych z budżetu UE, saldo netto w latach 2014–2016 wyniosło 10 mld euro.
– Wszyscy mówią o ekonomii, ale dla mnie najważniejsze są rewolucyjne zmiany w sposobie pracy i życia na wsi – mówi prof. Andrzej Kowalski, dyrektor IERiGŻ. Zauważa, że jeszcze przed dwoma dekadami głównym problemem było zaopatrzenie wsi w wodę, surowiec pozyskiwano ze studni. – Teraz ten problem zniknął zupełnie. Druga zmiana to nowa sieć dróg, która oszczędza też pieniądze rolników i pozwala im zarabiać przez łatwiejszą dostępność wsi. Dostęp do cywilizacji wzrósł gwałtownie przez rozwój sieci telefonicznej.
Oczywiście, sposób pracy zmieniło też wyposażenie w maszyny i ich jakość. Wykształcenie na wsi jest wciąż niższe niż w miastach, jednak dysproporcje się zmniejszają – wylicza. Największe korzyści wiążą się z funkcjonowaniem jednolitego rynku europejskiego, a największe ryzyko – z domykanym wciąż nowym okresem programowania i finansowania rozwoju UE (po 2020 r.). Ograniczenie wspólnotowych wydatków na rolnictwo, politykę spójności i niepewność wynikająca z brexitu, a także migracje to dziś największe ryzyko dla stabilności polskiej wsi.
Z importera eksporter
Najlepszym wskaźnikiem skoku cywilizacyjnego i wzrostu efektywności produkcji na wsi jest – eksport produktów rolno-spożywczych. Polska jeszcze w 2002 r. przed wejściem do UE miała ujemne saldo produktami rolno spożywczymi. W 2004 r. eksport miał wartość 5,2 mld euro, w ciągu 15 lat wzrósł... niemal sześciokorotnie, do 29,3 mld euro, import wzrósł w tym czasie z 4,4 na 19,3 mld euro. Saldo na korzyść Polski zbliża się do 10 mld euro i jest najlepsze w historii kraju. Przestaliśmy być przy tym eksporterem przypadkowych nadwyżek i głównie surowców, obecnie wysyłamy w większości produkty przetworzone, których wytwarzanie przynosi dużo wyższe marże.
Poprawia się struktura obszarowa gospodarstw rolnych, chociaż proces ten jest nadal stosunkowo powolny. Prawie połowa ziem rolnych w kraju znajduje się w gospodarstwach małych, o powierzchni 1–20 ha. Stopniowo ubywa jednak najmniejszych gospodarstw, a przybywa dużych, o obszarze 50–100 ha. Przy czym, to właśnie powierzchnia 50 ha jest uznawana za szacunkową granicę, od której gospodarstwo jest w stanie na siebie zarabiać. Wzrost średniego rozmiaru gospodarstw, większe otwarcie na nowe technologie oraz napływ pieniędzy na wieś cieszy też producentów nasion i środków ochrony roślin. – Nasz niepokój budzi jedynie brak wzrostu, a nawet w ostatnich latach spadek, zainteresowania kwalifikowanym materiałem siewnym. A takie nasiona to podstawowa innowacja w produkcji roślin – mówi Marek Łuczak, prezes Syngenta Polska. Poproszony o wskazanie najważniejszych innowacji w rolnictwie, zauważa, że nie polegają one dziś jedynie na używaniu nowoczesnych maszyn czy technologii GPS w rolnictwie precyzyjnym, ale na stosowaniu odpowiednich nasion, środków ochrony roślin i nawożenia. – Korzyści ze stosowania kwalifikowanego materiału siewnego jest wiele, to wyższe plony i lepsza jakość zbioru, a dzięki temu wyższa cena sprzedaży, obniżenie kosztów produkcji, brak opłat od rozmnożeń własnych, możliwość reklamacji u producenta oraz dopłaty z ARR – wylicza Łuczak. Nie jest to jednak najbardziej popularne rozwiązanie, w Polsce kwalifikowany materiał siewny stanowi ok. 17 proc., gdy w innych krajach Europy odsetek sięga 80–90 proc.
Kolejną innowacją są hybrydowe odmiany kukurydzy, rzepaku i żyta, jęczmienia i pszenicy. Ich zaletą jest większa tolerancja rośliny na suszę, zmiany pogody i niedobór składników odżywczych. Te zaś zaczynają być sporym problemem w Polsce, w której coraz mocniej odczuwane są zmiany klimatu. Wzrost zamożności wsi przynosi też coraz większe stosowanie środków ochrony roślin, które jednak, jak przyznają nawet sami producenci, nie cieszą się dobrą percepcją społeczną. I tu jest miejsce na kolejne innowacje. – Branża agrochemiczna powoli kieruje się w stronę poszukiwania rozwiązań biologicznych. Z czasem wirusy, grzyby i bakterie z pewnością będą wykorzystywane na coraz większą skalę, warto jednak pamiętać, że część z nich będzie musiała przejść taki sam proces rejestracyjny jak chemiczne środki – zauważa prezes Syngenty. Jego zdaniem rolnictwo ekologiczne, mimo że się rozwija i ma ogromne pole do zagospodarowania, nie będzie główną gałęzią rolnictwa. – Ważne jest pozostawienie wyboru konsumentom i rozważenie, czy ten typ rolnictwa jest możliwy na ogromną skalę ze względu na jego zmniejszoną wydajność, wyższą emisję CO2, konieczność używania większej powierzchni ziemi uprawnej – zauważa.