W ostatnich kilku dniach pojawiły się dwie dość ważne, a jednocześnie niezbyt zrozumiałe wypowiedzi świadczące o tym, że ich autorzy nie rozumieją ani rzeczywistości, w której żyjemy, ani konsekwencji polityki, którą prowadzą. Pierwsza to przestroga ministra Waszczykowskiego przed fragmentacją Unii Europejskiej, zwłaszcza w kontekście zagrożeń ze strony Rosji. Autorem drugiej jest premier Morawiecki. Mówił on o polskim puzzlu, który pasuje do Unii, do Europy, tylko „oni", ci z „tamtej strony", z Brukseli czy Berlina nie potrafią tego puzzla ułożyć, jak należy. Czytaj – zgodnie z życzeniem obecnie rządzących.
Obie te wypowiedzi świadczą o tym, że rządzący Polską nie wiedzą, skąd się biorą dzieci. Ten przypadek opisał słynny polski etnograf Bronisław Malinowski. Chodziło o pierwotne plemiona na wyspach Melanezji na Pacyfiku. Owe ludy nie miały świadomości związku między aktem płciowym a ciążą i narodzinami dziecka. To zjawisko jest od pewnego czasu obecne w naszej polityce. Nazywam to syndromem Melanezji.
Wszak to całościowy odwrót od demokracji jest podstawową przyczyną pogorszenia stosunków między głównymi państwami Unii a Polską. Zmiany wewnętrzne w Polsce i w niemałym stopniu jej polityka zagraniczna jest jednym z głównych czynników przyczyniających się do podziałów w Unii, jej fragmentacji.
Jeśli chcemy to zmienić, wystarczy przestrzegać unijnych standardów i zobowiązań, które dobrowolnie wzięliśmy na siebie, przystępując do UE. Bez tego by nas tam nie było. Unia jest wspólnotą opartą na wspólnych wartościach i zasadach, bez których nie miałaby ona racji bytu. Z taką Polską, jaką jest ona pod rządami PiS, państwa Unii nie rozpoczęłyby nawet negocjacji członkowskich.
Można jakiś czas udawać Greka. Grecy próbowali to robić w strefie euro i wiemy, czym to się skończyło. Polska też może próbować udawać i zdaje się, że premier Morawiecki zamierza kontynuować właśnie taką grę z Unią. Ta strategia ma jednak krótkie nogi.