„Tym razem nie będzie wielkiego marszu w Paryżu i marszów na prowincji, nie będzie 4 milionów obywateli na ulicach, aby bronić ducha Oświecenia, z prezydentem Republiki na czele, jako mityczny król, i z 44 szefami państw i rządów innych państw u jego boku” - napisała na swoim blogu dziennikarka „Le Monde” Françoise Fressoz. Zaraz po zamachu prezydent Hollande podjął próbę polityki jedności narodowej – pisze Fressoz – ale na próżno, bowiem „[...] Nicolas Sarkozy gra już mecz roku 2017 (wyborów prezydenckich – RG). Nie chce dać się wciągnąć w mechanikę jedności narodowej, ponieważ sam jest pod wyjątkową presją Frontu Narodowego (...)”. A Marine Le Pen właśnie„przypomniała swoją starą śpiewkę na temat >>ponownego zamknięcia granic<< i >>dozbrojenia kraju<>jastrzębie<< są wodzirejami”.
Przytaczam tę wypowiedź, bo jest ona reprezentatywna dla francuskiej lewicy, która mimo że godzi się na politykę ostrych restrykcji zapowiedzianych przez socjalistyczny rząd, to nie potrafi zmienić założeń swojego myślenia o bezpieczeństwie państwa i imigracji. Tu – zresztą – jest zgodna z liderami politycznymi, którzy także zmieniając radykalnie politykę w tym zakresie, nie wyrzekają się założeń, które przez lata były podstawą zgoła innej polityki.
Prawicowa polityka lewicowego rządu
Zamknięcie granic jest decyzją tymczasową, rząd nie wycofuje się z zasady otwartości granic. Ale już pozostałe zapowiedziane kroki mają charakter długofalowy: wydalanie radykalnych imamów-obcokrajowców, pozbawianie obywatelstwa tych spośród nich, którzy mają dwa paszporty, a nawet możliwość tymczasowego zatrzymywania (internowania) osób podejrzanych o terroryzm. Do tego dochodzi jeszcze zapowiedź rewizji konstytucji w celu umożliwienia skuteczniejszej walki z terroryzmem, czego prawica – przywiązana do dzieła generała de Gaulle’a – nie proponowała.
W każdym razie są to kroki radykalne. Tak radykalne, jakich wymaga sytuacja, czego prawica od dawna się – bezskutecznie – domagała. Teraz lewicowy rząd milcząco przyznaje prawicy rację, ale jego polityczne i intelektualne zaplecze pozostaje w myślowym rozkroku. No bo jak powiedzieć, że miał rację ksenofobiczny Front Narodowy i rywalizujący z nim o głosy UMP (partia Nicolasa Sarkozy’ego, od kilku miesięcy pod nazwą Republikanie)?
Istotą tej francuskiej sprzeczności numer jeden jest trwająca przez kilka dekad abnegacja kolejnych rządów (na zmianę: umiarkowanej prawicy i socjalistów): niezauważanie narastającego problemu bezpieczeństwa jako skutku niepohamowanej, wielomilionowej islamskiej imigracji. Powiadam: islamskiej, bo imigracja z innych kręgów kulturowych znacznie lepiej się integruje, ergo nie stwarza takich problemów.