Kłócąc się zaciekle o niefortunne pytania referendalne i krytykując się agresywnie w przedwyborczej gorączce, wielu z nas problem muzułmańskiej imigracji do Europy odczytuje zbyt powierzchownie. I próbuje zastąpić głębszą refleksję nad zaistniałą sytuacją albo (większość z nas) zdecydowaną niechęcią do potencjalnych przybyszów, albo (mniejszość) przeciwnie, deklarując otwartość i gotowość do ich przyjęcia w liczbie wskazanej przez Unię Europejską.
Nieprzewidywalne problemy
Trudno uznać tę sytuację za właściwą z wielu powodów. Także dlatego, że dzisiejszy problem 300 tys. przybyszów ma wszelkie szanse stać się niebawem milionowym megaproblemem wymagającym trudnych decyzji na szczeblu zarówno unijnym, jak i krajowym. Nie odnosząc się do dynamicznie zmieniającej się aktualnie sytuacji, zastanówmy się pragmatycznie nad działaniami, które należałoby podjąć, aby zminimalizować skalę czekających nas kłopotów.
Po pierwsze, potrzebna jest głęboka refleksja nad przyczynami masowej imigracji z krajów islamu. Muammar Kaddafi niedługo przed swym obaleniem podnosił kwestię nieprzewidywalnych problemów, które wywoła usunięcie autorytarnych rządów w krajach arabskich. Dodajmy – rządów z naszej perspektywy fatalnych, ale utrzymujących jednak względny ład w tym rejonie.
Kaddafi mówił to oczywiście we własnym interesie, lecz niestety się nie mylił, bo dzisiejsze ucieczki tysięcy ludzi z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu są w znacznym stopniu konsekwencją upadku w nich władz zdolnych do utrzymania rygorów życia społecznego.
Powstaje pytanie, czy rola państw Zachodu w próbach wprowadzania w tym rejonie porządku politycznego wzorowanego na naszym rozumieniu demokracji była dostatecznie przemyślana i odpowiedzialna. Odpowiedź na nie powinna stać się kluczem do kształtowania dalszej unijnej polityki zagranicznej, ponieważ milcząca akceptacja niesprawiedliwości społecznych może okazywać się w wielu przypadkach rozwiązaniem bardziej pragmatycznym – i prowadzącym do mniejszej liczby ludzkich nieszczęść – od prób narzucania krajom o zupełnie innej tradycji oczywistego dla nas modelu państwa demokratycznego i rządów prawa. Niemoralny skądinąd argument, że Zachód nie może rezygnować z ingerencji w rejonach kluczowych dla energetyki, stracił już na znaczeniu – na przykład Stany Zjednoczone niebawem będą całkowicie niezależne pod tym względem.