Uchodźcy: Niezdany sprawdzian Unii

Dalsze demonstrowanie niemocy przez UE może mieć fatalne konsekwencje, wśród których rozpad strefy Schengen będzie tylko początkiem negatywnych procesów – pisze były prezes PAN.

Aktualizacja: 15.09.2015 16:20 Publikacja: 14.09.2015 22:07

Uchodźcy: Niezdany sprawdzian Unii

Foto: AFP

Kłócąc się zaciekle o niefortunne pytania referendalne i krytykując się agresywnie w przedwyborczej gorączce, wielu z nas problem muzułmańskiej imigracji do Europy odczytuje zbyt powierzchownie. I próbuje zastąpić głębszą refleksję nad zaistniałą sytuacją albo (większość z nas) zdecydowaną niechęcią do potencjalnych przybyszów, albo (mniejszość) przeciwnie, deklarując otwartość i gotowość do ich przyjęcia w liczbie wskazanej przez Unię Europejską.

Nieprzewidywalne problemy

Trudno uznać tę sytuację za właściwą z wielu powodów. Także dlatego, że dzisiejszy problem 300 tys. przybyszów ma wszelkie szanse stać się niebawem milionowym megaproblemem wymagającym trudnych decyzji na szczeblu zarówno unijnym, jak i krajowym. Nie odnosząc się do dynamicznie zmieniającej się aktualnie sytuacji, zastanówmy się pragmatycznie nad działaniami, które należałoby podjąć, aby zminimalizować skalę czekających nas kłopotów.

Po pierwsze, potrzebna jest głęboka refleksja nad przyczynami masowej imigracji z krajów islamu. Muammar Kaddafi niedługo przed swym obaleniem podnosił kwestię nieprzewidywalnych problemów, które wywoła usunięcie autorytarnych rządów w krajach arabskich. Dodajmy – rządów z naszej perspektywy fatalnych, ale utrzymujących jednak względny ład w tym rejonie.

Kaddafi mówił to oczywiście we własnym interesie, lecz niestety się nie mylił, bo dzisiejsze ucieczki tysięcy ludzi z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu są w znacznym stopniu konsekwencją upadku w nich władz zdolnych do utrzymania rygorów życia społecznego.

Powstaje pytanie, czy rola państw Zachodu w próbach wprowadzania w tym rejonie porządku politycznego wzorowanego na naszym rozumieniu demokracji była dostatecznie przemyślana i odpowiedzialna. Odpowiedź na nie powinna stać się kluczem do kształtowania dalszej unijnej polityki zagranicznej, ponieważ milcząca akceptacja niesprawiedliwości społecznych może okazywać się w wielu przypadkach rozwiązaniem bardziej pragmatycznym – i prowadzącym do mniejszej liczby ludzkich nieszczęść – od prób narzucania krajom o zupełnie innej tradycji oczywistego dla nas modelu państwa demokratycznego i rządów prawa. Niemoralny skądinąd argument, że Zachód nie może rezygnować z ingerencji w rejonach kluczowych dla energetyki, stracił już na znaczeniu – na przykład Stany Zjednoczone niebawem będą całkowicie niezależne pod tym względem.

Kolejnym postulatem pod adresem Unii byłby apel o znacznie bardziej aktywną politykę uwrażliwienia całego świata na problem masowych migracji. Całkowicie niezrozumiałe jest przecież zachowanie krajów o wielkich i pozytywnych tradycjach przyjmowania imigrantów (USA, Australia), bogatych krajów Azji (Japonia, Korea Płd.) czy może przede wszystkim bliskich kulturowo emigrantom muzułmańskich krajów Bliskiego Wschodu (Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Kuwejt). Na tle niechęci tych państw do uczestniczenia w procesie pomocy uciekinierom szczególnie negatywnie wypada Australia, sięgająca do wszelkich możliwych metod odstraszenia przybyszów od swych brzegów (choć ostatnio zasygnalizowała ona możliwość pewnej niewielkiej modyfikacji swego twardego stanowiska). Trzeba zdać sobie sprawę, że ze względu na skalę problemu powodzenie akcji humanitarnej w decydującym stopniu zależy od stopnia zglobalizowania podejmowanych działań.

Powyższe sugestie mają charakter strategiczny, ale oczywiście nie przesądzają o krokach koniecznych do podjęcia natychmiast. Po pierwsze, należy zasadniczo wzmocnić zewnętrzne granice strefy Schengen, bo wobec utrzymujących się różnic kulturowych i narastającego zróżnicowania ekonomicznego kontrola ruchu transgranicznego jest w dzisiejszym świecie (chciałoby się powiedzieć – niestety) niezbywalnym wymogiem ładu publicznego na każdym obszarze przypisującym sobie autonomię polityczną. Po drugie, w najbardziej dotkniętych napływem imigrantów południowych państwach Unii trzeba błyskawicznie zbudować centra pobytowe dla przybyszów, unikając przy tym budzących negatywne reakcje określeń typu „obóz uchodźców". Po trzecie, należy natychmiast zorganizować wspólne schengenowskie służby imigracyjne zdolne do szybkiej weryfikacji powodów przybycia na teren Unii poszczególnych osób.

Nie jest bowiem dla nikogo tajemnicą, że znacząca część przybyszów przekracza granice z powodów ekonomicznych, a nie politycznych. Dowodem tego jest np. domaganie się przez nich prawa pobytu tylko w najbogatszych krajach Unii. Premier Słowacji Robert Fico uważa nawet, że tylko 5 proc. przybyszów opuściło swe kraje ze względów politycznych. Inaczej niż w przypadku uchodźców politycznych w stosunku do imigrantów ekonomicznych należy stosować zasady akceptacji uzależnione od kwalifikacji i potencjalnych możliwości zatrudnienia przybyszów. Takie postępowanie, prowadzone od dawna przez wszystkie rozwinięte państwa świata, powinno być normalnym elementem polityki społeczno-gospodarczej.

I wreszcie ostatnia sprawa, którą artykułuję z całą mocą – dla ludzi naprawdę tego potrzebujących należy uruchomić wszystkie dostępne pokłady współczucia i pomocy. Jest prawdopodobne, że pociągnie to za sobą znaczne koszty i wymusi na obywatelach państw-gospodarzy istotne przewartościowanie dotychczasowych poglądów i zachowań, ale taki stał się dzisiaj świat i taki będzie świat w przyszłości. Liczba ponad 2,5 tys. śmiertelnych ofiar tylko w czasie tegorocznego dramatu migracyjnego nie zostawia miejsca na wątpliwości.

Społeczeństwa bardziej zasobne i bardziej obywatelsko dojrzałe muszą dzisiaj, i będą zawsze w przyszłości musiały, pomagać biedniejszym i bezradnym wobec autorytarnej władzy – im szybciej zrozumiemy tę prawdę, tym lepiej dla wszystkich. Oczywiście, nie uda się tu uniknąć problemów wewnątrzunijnych – kraje niechętne uchodźcom i imigrantom podnosić będą problemy ekonomiczne, powołując się także na argumenty historyczne, czyli sięgającą czasów kolonialnych politykę zachodnich mocarstw wobec państw, które do dzisiaj nie mogą wybrnąć z chaosu. Kraje na wschodzie Unii domagać się będą z kolei, aby przybysze z Ukrainy nie byli gorzej traktowani niż osoby z krajów od Europy odległych – szczególnie zależeć na tym powinno oczywiście Polsce.

Brak zdolności decyzyjnych

W obliczu tych sporów ważnym działaniem zaradczym powinna stać się, wsparta silnym unijnym finansowaniem, wspólna polityka w zakresie edukacji i zdobywania kompetencji zawodowych przez nowych obywateli. Istotna będzie także wymiana doświadczeń zdobytych przez poszczególne kraje w dotychczasowych procesach wspomagania adaptacji kulturowo odmiennych przybyszów. A także zasada opatrywania prawa pobytu w Unii warunkiem akceptacji norm kulturowych obowiązujących w krajach osiedlania się – pod bezwzględnym rygorem deportacji. Biorąc pod uwagę problemy demograficzne Europy, a także fakt, iż znacząca część przybyszów jest nieźle, a niekiedy wręcz dobrze wykształcona, właściwe wykorzystanie tego potencjału powinno stać się głównym celem polityki imigracyjnej i argumentem przekonywania jej przeciwników.

Jako osoba o silnie proeuropejskich poglądach mam kłopot z końcową dobitną konkluzją. Muszę jednak stwierdzić, że Unia – tak sprawna we wprowadzaniu w wielu obszarach życia zbędnych regulacji i przepisów – w sprawie o tak żywotnym dla państw członkowskich znaczeniu nie wykazuje niezbędnych zdolności decyzyjnych. Jeszcze nie jest za późno, ale dalsze demonstrowanie niemocy może mieć fatalne konsekwencje, wśród których rozpad strefy Schengen będzie tylko początkiem negatywnych procesów.

Autor jest profesorem nauk technicznych, był ministrem nauki w rządach Leszka Millera i Marka Belki, prezesem PAN i doradcą społecznym prezydenta Lecha Kaczyńskiego do spraw kontaktów z nauką

Kłócąc się zaciekle o niefortunne pytania referendalne i krytykując się agresywnie w przedwyborczej gorączce, wielu z nas problem muzułmańskiej imigracji do Europy odczytuje zbyt powierzchownie. I próbuje zastąpić głębszą refleksję nad zaistniałą sytuacją albo (większość z nas) zdecydowaną niechęcią do potencjalnych przybyszów, albo (mniejszość) przeciwnie, deklarując otwartość i gotowość do ich przyjęcia w liczbie wskazanej przez Unię Europejską.

Nieprzewidywalne problemy

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika