Wyraźna wygrana PiS w zeszłorocznych wyborach dowiodła, że wielu Polaków oczekiwało przebudowy państwa. Ta przebudowa się dokonuje – Sejm bez problemu przegłosowuje kolejne ustawy o zasadniczym znaczeniu dla ustroju. Problem polega na tym, że odbywa się to w warunkach olbrzymiego politycznego napięcia i gwałtownego konfliktu. Takie okoliczności nie tylko nie sprzyjają, ale wręcz nie pozwalają na prowadzenie normalnej dyskusji o prezentowanych projektach.
Od początku sprawowania władzy zdominowany przez PiS parlament uchwalił co najmniej kilka fundamentalnych dla kraju ustaw: o prokuraturze, kodeks postępowania karnego, o policji, o służbie cywilnej, o ziemi, „małą" ustawę medialną. W przygotowaniu jest nowa, zwana dużą, a także ustawa antyterrorystyczna. Wszystkie ustawy, które już przeszły proces legislacyjny, były zgłaszane jako projekty poselskie, nie rządowe – choć faktycznie zostały przygotowane przez rząd. To wybieg umożliwiający uniknięcie procesu konsultacji społecznych i przepchnięcie przepisu szybką i mało kłopotliwą dla władzy ścieżką.
Na tę praktykę skarżyły się już kilka miesięcy temu organizacje pozarządowe. Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk odpowiadał wówczas krótko i – co tu dużo mówić – arogancko: „Posłowie mają prawo zgłaszać swoje projekty". Wiedział oczywiście świetnie, że projekty nie są autorstwa posłów, ale powstają w ministerstwach.
Ta praktyka ma się oczywiście nijak do jednego z głównych motywów kampanii wyborczej PiS, które słusznie wskazywało, że poprzednia władza nie słuchała głosu obywateli, i obiecywało, że samo będzie działać inaczej. Jak widać, retoryka wyborcza sobie, a późniejsza praktyka sobie.
Wyjątkiem jest budzący ogromne wątpliwości projekt podatku handlowego oraz projekt ustawy antyterrorystycznej (wyjątkowo rządowy). Nie zmienia to jednak zasadniczo sytuacji: regulacje istotne dla funkcjonowania państwa, dla jego ustroju, nie są poddawane niemal pod żadną dyskusję.