Hermann Simon: Dogonić Niemcy nie będzie łatwo

Polskie firmy muszą budować własne silne marki za granicą, a rząd powinien się skupić na firmach średniej wielkości, chroniąc sektor produkcji – pisze niemiecki strateg, prof. Hermann Simon.

Aktualizacja: 23.02.2020 20:45 Publikacja: 23.02.2020 17:47

Hermann Simon: Dogonić Niemcy nie będzie łatwo

Foto: AdobeStock

Niniejszy tekst pragnąłbym poprzedzić informacją, że z Polską wiążą mnie szczególne relacje, bardzo bliskie i osobiste. Często tu przyjeżdżam, mam tu wielu przyjaciół. Z tego m.in. powodu rozwój gospodarczy Polski nie jest mi obojętny i dlatego apeluję o realizm w tym obszarze.

Nie dalej jak na początku lutego br. przeczytałem, że polski rząd „chce do 2040 r. zaprowadzić kraj na szczyt Europy" oraz „dogonić Niemcy" – postawa godna pochwały. Ambitne cele są podstawą postępu gospodarczego. Muszą być jednak realistyczne i wiarygodne.

Zerknijmy zatem najpierw na dotychczasowe dane. Produkt krajowy brutto (PKB) Polski w 2019 r. oszacowano na 13 752 euro per capita, ok. 33 proc. niemieckiego (41 345 euro). A co z dynamiką wzrostu? W latach 2009–2019 zanotowano w Polsce średnioroczny wzrost na poziomie 2,9 proc. Niemiecka gospodarka rosła w tym czasie średnio o 3,1 proc.

PKB per capita w Polsce wyniósł w 2009 r. 27 proc. niemieckiego, o 6 pkt proc. mniej niż obecnie. W ciągu ostatniej dekady Polska nie dogoniła zatem Niemiec, choć nie wyklucza to możliwości odniesienia sukcesu w nadchodzących latach czy dziesięcioleciach. Tempo wzrostu polskiej gospodarki w latach 2013–2018 oszacowano na znacznie większe niż w Niemczech (dane dla Polski: 4,1 proc. rocznie). Jak szybko zatem należałaby się rozwijać, aby dogonić Niemcy w 2040 r. – innymi słowy, aby zrealizować ambicje polskiego rządu?

Do obliczeń niech posłużą wskaźniki tempa wzrostu Niemiec. Załóżmy, że w ciągu najbliższych 20 lat niemiecka gospodarka będzie rosła „jedynie" o 1 proc. rocznie. PKB per capita w 2040 r. wyniósłby 50 448 euro; przy założeniu 1,5 proc. rocznie – 55 685 euro. Aby osiągnąć powyższy próg, Polska musiałby się rozwijać odpowiednio 3,67 i 4,05 razy szybciej niż niemiecka, co odpowiada rocznym stopom wzrostu wynoszącym odpowiednio 6,71 proc. i 7,24 proc. Nic nie jest niemożliwe. Takie tempo wzrostu w ciągu dwóch dekad wydaje mi się jednak niezwykle ambitne. Nie zaszkodziłoby nieco więcej realizmu.

Siła marki

Być może ważniejsze od perspektywy makroekonomicznej byłoby pytanie, jak się rozwijać i w których obszarach. Przejęcie przez LOT niemieckiej linii lotniczej Condor postrzegane jest w tym kontekście jako pierwszy i ważny krok, o znaczeniu strategicznym dla polskiej firmy. Mało prawdopodobne jednak, by przyczyniło się to w znacznym stopniu do osiągnięcia ambitnego celu.

W biznesie lotniczym notorycznie zarabia się mało pieniędzy. W swojej ponadstuletniej historii branża ta nie wypracowała żadnych skumulowanych zysków.

Gdzie upatrywać więc szans na wzrost? Premier Mateusz Morawiecki powiedział: „Udany podbój rynków zagranicznych jest jednym z najważniejszych ogniw w naszym planie". Zgadzam się z tym, choć uważam jednocześnie, że ekspansja zagraniczna to jednak wielkie wyzwanie dla polskich firm. Po pierwsze, istnieje światowa konkurencja, nie tylko w postaci Chin. Po drugie, pojawia się kwestia tworzenia wartości dodanej oraz udziału biznesu międzynarodowego w polskim PKB per capita.

Polscy eksporterzy byli dotychczas aktywni głównie w roli dostawców i jako tacy właśnie narażeni byli na silną presję marżową ze strony potężnych klientów, takich jak Volkswagen czy duzi dealerzy. Do osiągnięcia wyższej wartości dodanej w eksporcie konieczne jest zaś lepsze dotarcie do odbiorcy końcowego oraz zbudowanie marek międzynarodowych. To tutaj kryje się sposób na osiągnięcie i wyższej wartości dodanej, i marży zysku. Tymczasem wśród 100 najcenniejszych marek na świecie brakuje polskich. Pojawiają się zaś marki z krajów porównywalnych: Corona z Meksyku, Zara z Hiszpanii. Prestiżową ligę ponadto regularnie zasilają nowe – Netflix, Uber, Spotify, LinkedIn. Obecność na liście 100 najwartościowszych marek to jednak nie wszystko. Żadna marka z Polski nie osiągnęła też znaczącej międzynarodowej rozpoznawalności. Potrzeba nadrobienia zaległości w tym zakresie jest więc pilna. Polskie firmy muszą budować własne silne marki za granicą.

Orlen, największa polska firma, działał do tej pory w niemieckim biznesie stacji benzynowych pod marką Star, podczas gdy np. Shell, Esso i Total reprezentują własne marki. Decyzję Orlenu o wdrożeniu w przyszłości tej samej strategii (prowadzeniu wszystkich zagranicznych stacji pod marką Orlen) uważam za słuszną. Orlen powinien jednak pamiętać, że budowanie marki wymaga czasu i cierpliwości; nie należy się spodziewać szybkich sukcesów.

Nadzieja w specjalizacji

W obszarze ekspansji międzynarodowej polski rząd powinien się skupić raczej na firmach średniej wielkości. Wiele już krajów poniosło porażkę, stawiając zbyt wiele na zbyt duże firmy (np. korporacje). Niechlubnym tego przykładem jest malezyjski producent samochodów Proton. Polskie firmy mają zaś ogromne szanse stać się „tajemniczymi mistrzami" – wystarczy, że obiorą drogę specjalizacji i internacjonalizacji. Przyszłość Polski to nie firmy pokroju Fortune Global 500, ale silny sektor MŚP.

W tym kontekście rząd powinien zatem przywiązywać dużą wagę do ochrony sektora produkcji i nie spieszyć się z przechodzeniem na usługi. Nieustanny sukces eksportowy Niemiec wynika nie tylko z faktu, że udział przemysłu w produkcie krajowym brutto jest niemal dwukrotnie większy niż we Francji, Wielkiej Brytanii i USA, ale również z tego, że różnica w alokacji miejsc pracy (a tym samym wartości dodanej) w sektorze usług w porównaniu z sektorem produkcji jest znaczna. Usługi muszą być świadczone lokalnie, czyli na rynkach docelowych. Właśnie tam powstają nowe miejsca pracy. W produkcji zaś miejsca pracy można tworzyć w kraju, a jednocześnie uczestniczyć we wzroście rynków wschodzących poprzez eksport. „Tajemniczy mistrzowie" w Niemczech stworzyli w ciągu ostatnich dziesięciu lat 500 tys. nowych, w większości wysokospecjalistycznych, miejsc pracy.

Kolejna kwestia dotyczy sektorów, w których Polska może być liderem. Uważam, że przemysł wytwórczy jest zdecydowanie jednym z nich. Producenci towarów konsumpcyjnych muszą jednak skuteczniej docierać do odbiorców końcowych. Dotyczy to również wspomnianego obszaru budowania marki. W biznesie typu B2B obiecująca może być zaś jeszcze większa integracja z europejskimi, nie tylko niemieckimi, łańcuchami wartości.

Polska posiada wysokie kompetencje w zakresie digitalizacji. Macie wiele młodych talentów w tym obszarze, powstało wiele startupów. Przedsiębiorczość młodych Polaków niejednokrotnie budziła we mnie podziw. Sukces w tym biznesie wymaga jednak umiędzynarodowienia, a nawet globalizacji. W Europie nie jest to proste. Spotify i Skype, jako globalni gracze o europejskim pochodzeniu, są tu raczej wyjątkiem niż regułą. Wąskim gardłem pozostaje bowiem aktywność funduszy venture capital oraz wsparcie kapitałowe w fazie ekspansji międzynarodowej. Tutaj rząd mógłby pomóc. Polska ma szanse utrzymać wysoką stopę wzrostu w ciągu najbliższych dwóch dekad.

Jednak przy formułowaniu celów należy być realistą. Podstawowe procesy zajmują przecież sporo czasu. Niemniej dostrzegam ważne impulsy w budowaniu międzynarodowych marek, w zwiększaniu wsparcia dla MŚP (zwłaszcza w zakresie internacjonalizacji), w ochronie produkcji oraz koncentracji na wybranych sektorach przemysłu – tych, w których Polska ma ponadprzeciętne doświadczenie.

Prof. Hermann Simon, światowy autorytet w dziedzinie pricingu, były wykładowca akademicki (Harvard, Stanford, MIT), założyciel Simon-Kucher & Partners. Autor ponad 40 książek dotyczące zarządzania i marketingu

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Niniejszy tekst pragnąłbym poprzedzić informacją, że z Polską wiążą mnie szczególne relacje, bardzo bliskie i osobiste. Często tu przyjeżdżam, mam tu wielu przyjaciół. Z tego m.in. powodu rozwój gospodarczy Polski nie jest mi obojętny i dlatego apeluję o realizm w tym obszarze.

Nie dalej jak na początku lutego br. przeczytałem, że polski rząd „chce do 2040 r. zaprowadzić kraj na szczyt Europy" oraz „dogonić Niemcy" – postawa godna pochwały. Ambitne cele są podstawą postępu gospodarczego. Muszą być jednak realistyczne i wiarygodne.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika