Michał Szułdrzyński, którego uważam za redaktora rozważnego, nieskorego do ideologicznych polemik, wystąpił na łamach ,,Rzeczpospolitej" (14 grudnia 2018 r.) w obronie Mikołaja Pawlaka – nowego rzecznika praw dziecka. Rzecznik podczas debaty w Senacie stwierdził, iż procedura in vitro jest metodą niegodziwą.
To zdaniem Michała Szułdrzyńskiego określenie niefortunne, ale gdyby powiedział, że jest to metoda nieetyczna, wszystko byłoby w porządku. Otóż nie, to dalej byłoby drastyczne naruszenie standardów działania urzędnika państwa świeckiego.
Sprawa jest poważna. Redaktor Szułdrzyński trafnie definiuje problem, stawiając pytanie: czy ktoś, kto wystawia procedurze in vitro negatywną ocenę moralną, może być urzędnikiem świeckiego państwa. Odpowiada na nie twierdząco. I mogę się z nim zgodzić pod warunkiem, że to przekonanie moralne będzie prywatną sprawą tego urzędnika, sprawą jego sumienia. Nie może się nim kierować w sprawowaniu urzędu. Jako urzędnik w państwie prawnym ma działać na podstawie prawa i w granicach prawa.
A prawo na razie nie zabrania w Polsce procedury in vitro. Uzasadnienie dla tego stanowiska sformułował już w XVII wieku Thomas Hobbes – jeden z gigantów filozofii politycznej. W ,,Lewiatanie" podkreślał, że odrzucić należy roszczenia pod adresem państwa uzasadniane sumieniem, albowiem każdy, kto żyje w państwie, podlega prawu państwowemu, ,,jako że prawo jest sumieniem publicznym".
Prawo państwowe musi mieć prymat. „Inaczej bowiem – wywodził Hobbes – przy takiej różnorodności przeświadczeń prywatnego sumienia, które są jedynie poglądami prywatnymi, państwo z konieczności rzeczy musiałoby ulec rozprzężeniu i żaden człowiek nie śmiałby dawać posłuchu władzy suwerennej, wychodzącego poza to, co będzie się wydawało dobre w jego własnych oczach".