Do tragedii doszło trzy lata temu. Roy został znaleziony na parkingu w Fairhaven - mężczyzna zatruł się spalinami wtłoczonymi do kabiny jego samochodu. Policja uznała to za samobójstwo. Prokuratura twierdzi jednak, że do śmierci chłopaka przyczyniła się Carter, jego dziewczyna.
"To już czas skarbie" - miała napisać mu tuż przed śmiercią. "Jestem gotów" - odpowiedział jej Roy. "Wiesz o tym. Kiedy wrócisz z plaży musisz to zrobić. Jesteś gotów" - napisała mu 17-letnia wówczas Carter. "Okay, zrobię to. Dość myślenia (o tym - red.)" - odpisał jej 18-letni chłopak. "Tak dość myślenia. Po prostu musisz to zrobić" - napisała Carter. Tuż przed śmiercią Carter i Roy dwa razy rozmawiali też krótko przez telefon.
"The New York Times" zauważa, że sprawa jest nietypowa i stanowi wyzwanie dla prokuratury, która musi udowodnić, że Carter pośrednio przyczyniła się do śmierci chłopaka.
Obrońcy 20-latki podkreślają, że w Massachusetts, gdzie toczy się sprawa, nie obowiązują przepisy przewidujące sankcje za zachęcanie kogoś do popełniania samobójstwa. Ich zdaniem prokuratura zbyt szeroko definiuje w tym przypadku nieumyślne spowodowanie śmierci.
Prof. Laurie Levenson z Wyższej Szkoły Prawa w Los Angeles tłumaczy, że kluczowe będzie określenie kto doprowadził do śmierci. Prof. Levenson zaznacza, że zazwyczaj, w przypadku samobójstwa, istnieje domniemanie, że samobójca działał z własnej woli.