Ten tweet był zaplanowany co do minuty. W sobotę tuż przed wylądowaniem Air Force One w Paryżu amerykański przywódca napisał: „Prezydent Francji Macron właśnie zasugerował, że Europa musi budować własne siły zbrojne, aby zabezpieczyć się przed USA, Chinami i Rosją. Bardzo to obraźliwe, ale być może Europa powinna najpierw zapłacić należną jej część wydatków NATO, które USA w ogromnym stopniu subsydiują".
Od przejęcia władzy w maju 2017 r. Emmanuel Macron wszedł w rolę, którą odgrywała Angela Merkel za Baracka Obamy: uprzywilejowanego partnera prezydenta USA w Europie. Nikt nie rozmawiał z nim tak często, nikt też nie gościł go tyle razy w swoim kraju i nie dostąpił wyjątkowego zaszczytu wizyty państwowej w Waszyngtonie.
Limuzyną pod Łuk
Ale to wszystko przeszłość. Macron, któremu ufa zaledwie 26 proc. Francuzów (wobec 48 proc. zaufania dla Trumpa w Ameryce), ma teraz inny niż relacje atlantyckie priorytet: powstrzymać ponownie narastającą falę poparcia dla Zgromadzenia Narodowego Marine Le Pen przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w maju przyszłego roku. Wobec słabej kondycji gospodarki (1,6 proc. wzrostu w tym roku) i ponownego wzrostu bezrobocia (do 3,5 mln osób w III kw.) francuski przywódca znalazł inny sposób na sukces: wylansować się jako obrońca liberalnej demokracji, świata wielobiegunowego i organizacji międzynarodowych, w tym Unii Europejskiej.
Tweet Trumpa odwoływał się do wywiadu, jakiego tydzień temu Macron udzielił radiu Europe 1. Poproszony o komentarz do zdjęcia zmasakrowanych ciał z Ossuarium w Douaumont, gdzie pochowanych jest 130 tys. nieznanych żołnierzy francuskich i niemieckich poległych w Verdun, Macron powiedział, że Europa musi wyciągnąć z tego konfliktu wnioski na przyszłość: móc się zabezpieczyć nie tylko przeciw Rosji i Chinom, ale także USA, budując własną armię. Francuz wskazał na wycofanie się przez Trumpa z układu o ograniczeniu pocisków średniego zasięgu (INF), za co zapłaci jego zdaniem Stary Kontynent, bo tu jak w latach 80. mogą znów stanąć dodatkowe pociski atomowe. Tak, jakby reakcja Waszyngtonu nie było spowodowana ciągłym łamaniem przez Moskwę warunków tego porozumienia.
Kilka godzin po publikacji tweeta w czasie spotkania w cztery oczy w Pałacu Elizejskim Francuz próbował ratować sytuację. – Razem uzgodniliśmy, że Europa musi wydawać więcej na obronę – mówił potem dziennikarzom, klepiąc siedzącego obok Trumpa po kolanie. Ale Jean-Eric Branac, amerykanista z Sorbony, nie ma wątpliwości: to jest trwałe rozejście, bo od ochrony środowiska po sankcje na Iran, wojnę handlową, przeniesienie ambasady USA do Jerozolimy, a teraz obronę zbyt wiele fundamentalnych tematów dzieli obu przywódców.