Donald Trump, nielubiany prezydent

Od wojny w Wietnamie kraj nie był tak podzielony jak u progu inauguracji Trumpa. Ufa mu tylko 44 proc. Amerykanów.

Aktualizacja: 20.01.2017 11:19 Publikacja: 19.01.2017 18:19

Nowy prezydent doprowadził do niezwykłej polaryzacji amerykańskiego społeczeństwa

Nowy prezydent doprowadził do niezwykłej polaryzacji amerykańskiego społeczeństwa

Foto: AFP

Gdy w 2001 r. przysięgę składał George W. Bush, atmosfera też nie była dobra. Podobnie jak Donald Trump, nowy prezydent otrzymał mniej głosów od swojego konkurenta, choć różnica nie była tak duża jak obecnie. Dodatkowo Amerykanie z niesmakiem obserwowali ponowne liczenie wyników wyborów na Florydzie i spór w Sądzie Najwyższym, komu ma przypaść Biały Dom. Ale mimo to w dniu inauguracji pozytywną opinię o Bushu miało 62 proc. społeczeństwa. A osiem lat później to już był prawdziwy triumf, skoro 84 proc. Amerykanów popierało w chwili zaprzysiężenia Baracka Obamę – wynika z sondażu CNN, który od lat zbiera dane o popularności prezydentów w chwili rozpoczęcia przez nich mandatu.

Trump, jak to jest w jego zwyczaju, zareagował na te dane ze wściekłością.

„Ci sami ludzie, którzy przeprowadzili wątpliwe sondaże i pomylili się, teraz podają dane o poparciu społecznym. I one są fałszywe" – napisał na Twitterze.

Jak jednak zwraca uwagę „New York Times", ostateczny wynik wyborów (48 proc. dla Hillary Clinton i 46 proc. dla Trumpa) został prawidłowo przewidziany przez instytuty badania opinii publicznej. Niedoceniono natomiast poparcia dla Trumpa w uprzemysłowionych stanach Środkowego Zachodu, co rozstrzygnęło o jego zwycięstwie przy podziale głosów elektorskich.

Marny wynik w sondażach może poważnie utrudnić nowemu prezydentowi przepchnięcie przez Kongres kluczowych reform, bo deputowani, wśród których wielu czekają wybory już za dwa lata, nie będą chcieli być kojarzeni z niepopularnym prezydentem.

Z ankiety ABC/Washington Post wynika, że tylko niektóre zmiany proponowane przez Trumpa są powszechnie akceptowane przez Amerykanów. 72 proc. popiera deportację około 2 mln nielegalnych imigrantów, którzy złamali prawo, a 57 proc. ukaranie firm, które przenoszą miejsca pracy poza USA. Ale już tylko 31 proc. uważa, że Ameryka powinna się wycofać z umów mających powstrzymać zmiany klimatu, ledwie 37 proc. chce zerwania przez Waszyngton układu z Iranem o powstrzymaniu programu zbrojeń jądrowych, a 32 proc. wprowadzenie zakazu wjazdu do USA muzułmanów.

W Stanach tradycją są brutalne kampanie wyborcze. Ale poprzednicy Trumpa wykorzystali nieco ponad dwa miesiące między datą głosowania a inauguracją, aby choć częściowo zagoić powstałe w ten sposób rany. Obecny prezydent tego nie zrobił: 52 proc. Amerykanów nie podoba się sposób, w jaki zachowywał się w okresie przekazywania władzy.

W tym czasie miliarder doprowadził do ostrego konfliktu z agencjami wywiadowczymi, lekceważąc ich ocenę zagrożenia ze strony Rosji. Sprowokował też otwarty spór z przywódcami Unii Europejskiej i Chin. W niezliczonych tweetach obrażał czołowe postacie życia publicznego, od Meryl Streep po działacza praw człowieka Johna Lewisa. Stale krytykował także amerykańskie media.

Dla większości Amerykanów kontrowersyjny okazał się ponadto sposób, w jaki Trump skompletował swoją ekipę. Prezydent, który doszedł do władzy na fali walki z establishmentem, obiecując „wysuszenie bagna Waszyngtonu", mianował na czołowe stanowiska ludzi z samego szczytu establishmentu, takich jak miliarder Wilbur Ross (sekretarz ds. handlu) czy wieloletni członek dyrekcji Goldman Sachs Steven Mnuchin (sekretarz skarbu). Wszystko to spowodowało, że w przeciwieństwie do poprzednich prezydentów Trump nie zdołał przed inauguracją przekonać do siebie niezależnych, centrowych wyborców. Wierni pozostali mu tylko najzagorzalsi zwolennicy, tak jak w ostatnich latach innego konserwatywnego prezydenta, Richarda Nixona.

Amerykanie zdają się mieć już wyrobione zdanie na temat przywódcy, z którym będą musieli zapewne żyć przynajmniej przez nadchodzące cztery lata. Cenią w nim zdolność do podejmowania twardych decyzji (54 proc.), mówienie prawdy wprost (48 proc.), skuteczność w biznesie i gospodarce (46 proc.). Ale tylko 21 proc. respondentów NBC/Wall Street Journal uważa, że Trump ma odpowiedni temperament do bycia prezydentem, 26 proc. sądzi, że nowy prezydent kieruje się wysokimi standardami etycznymi, a 27 proc., że to człowiek, którego da się lubić.

Gdy w 2001 r. przysięgę składał George W. Bush, atmosfera też nie była dobra. Podobnie jak Donald Trump, nowy prezydent otrzymał mniej głosów od swojego konkurenta, choć różnica nie była tak duża jak obecnie. Dodatkowo Amerykanie z niesmakiem obserwowali ponowne liczenie wyników wyborów na Florydzie i spór w Sądzie Najwyższym, komu ma przypaść Biały Dom. Ale mimo to w dniu inauguracji pozytywną opinię o Bushu miało 62 proc. społeczeństwa. A osiem lat później to już był prawdziwy triumf, skoro 84 proc. Amerykanów popierało w chwili zaprzysiężenia Baracka Obamę – wynika z sondażu CNN, który od lat zbiera dane o popularności prezydentów w chwili rozpoczęcia przez nich mandatu.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 799
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 797
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił