W listopadzie 2017 r. Zbigniew P. został ukarany za granicą mandatem w wysokości 232 euro. Powód? Złamał przepisy drogowe w Holandii. Podróżował wówczas pojazdem zarejestrowanym w Polsce na własne nazwisko. Zgodnie z holenderskim kodeksem drogowym odpowiedzialność spoczywa na osobie, na którą pojazd jest zarejestrowany. Decyzję o nałożeniu kary wysłano kierowcy pocztą. Z zawiadomienia wynikało, że 21 grudnia 2017 r. upłynął termin skorzystania z prawa do wniesienia odwołania.
W maju 2018 r. niderlandzkie centralne sądowe biuro windykacji wierzytelności (część Ministerstwa Bezpieczeństwa i Sprawiedliwości, które odpowiada za egzekucje mandatów) zwróciło się do Sądu Rejonowego w Chełmnie o uznanie i wykonanie decyzji o ukaraniu. Zbigniew P. stanął przed sądem i podnosił, że w dacie wykroczenia pojazd był już sprzedany i że nie znał daty doręczenia decyzji.
Czytaj także: Mandat z zagranicy: polscy kierowcy biją rekordy
Polski sąd zwrócił się więc do biura windykacji wierzytelności o wskazanie mu daty wysłania zawiadomienia o ukaraniu. Biuro odpowiedziało, że nie posiada takiej informacji.
Sąd polski postanowił wystąpić do TSUE z pytaniem, czy mężczyzna miał możliwość skierowania sprawy do rozpoznania przez sąd (złożenia odwołania), a jeśli tak, to czy w związku z tym są podstawy do odmówienia wykonania egzekucji mandatu. Sąd zastanawiał się również, czy kara nałożona na podstawie numeru rejestracyjnego jest zgodna z zasadą, w myśl której w prawie polskim odpowiedzialność karna ma charakter osobisty – czyli odpowiada ten, który złamał przepisy.