Engel zabrał Beatlesom McCartneya

Ogłaszanie kadry na mistrzostwa świata w Korei i Japonii oraz w Niemczech wzbudziło emocje nie mniejsze niż same turnieje. Jerzy Engel i Paweł Janas zadbali, by o ich powołaniach dyskutowano do dziś.

Publikacja: 25.04.2018 11:34

Jerzy Engel

Jerzy Engel

Foto: Fotorzepa/Grzegorz Rutkowski

Kiedy w 2002 roku reprezentacja wróciła na mundial po 16 latach przerwy, w kraju zapanowała euforia. Na mistrzostwa w Korei drużyna Engela awansowała w świetnym stylu – jako pierwszy zespół z Europy, ponosząc tylko jedną porażkę.

Ale im bliżej turnieju, tym atmosfera stawała się gorsza. Nie tylko przez słabe wyniki sparingów (0:2 z Japonią i 1:2 z Rumunią) oraz kłótnie zawodników z PZPN o premie i pieniądze z kontraktów reklamowych. Kontrowersje wzbudziła decyzja o braku powołania Tomasza Iwana.

Engel przyznaje się do błędu

Iwan był wówczas jednym z najważniejszych piłkarzy w kadrze, w dużym stopniu przyczynił się do awansu. Podczas walki o mundial przeniósł się do Trabzonsporu, nie przebił się jednak do składu i był nawet gotowy wrócić do polskiej ekstraklasy. Zaczął treningi z Groclinem Dyskobolią Grodzisk Wlkp., ale ostatecznie trafił do Austrii Wiedeń. I chociaż wchodził tam z reguły na końcowe minuty, to w kadrze zawsze zostawiał serce na boisku. Był dobrym duchem drużyny, należał do grupy trzymającej władzę. Wstawić się za nim próbowali m.in. Jerzy Dudek, Tomasz Wałdoch i Piotr Świerczewski. Bezskutecznie.

Engel przyznał po latach, że popełnił błąd, nie zabierając Iwana do Korei. – Powinien tam pojechać choćby za zasługi – bije się w pierś były selekcjoner.

– Między mną a zarządem PZPN odbyła się długa, bardzo ostra i dość nieprzyjemna dyskusja. Argumenty padały najróżniejsze. I o ile udało mi się obronić kilku innych chłopaków, o tyle w przypadku Iwana tego zrobić się nie udało. Powinienem się postawić. Drugi raz tego błędu bym nie popełnił – tłumaczył Engel w wywiadach i nie ukrywał, że nieobecność Iwana w kadrze miała znaczenie dla atmosfery w zespole.

– Wiem, że to nie była do końca decyzja selekcjonera. Ale pretensje mogę mieć tylko do niego, bo to on odpowiadał za wybory personalne – mówi Iwan, który o wszystkim dowiedział się z mediów. – Podobno trener nagrywał mi się na sekretarce. Nie za bardzo miałem ochotę odbierać telefony, ale gdyby naprawdę chciał, to by mnie złapał. Można było zadzwonić do klubu... To nie jest żadne tłumaczenie, że nie odbierałem telefonu. Prezes Boniek miał mój numer domowy od Piotra Świerczewskiego, ale nigdy do mnie nie zadzwonił – opowiadał Iwan w rozmowie z „Super Expressem". W reprezentacji już więcej się nie pojawił. Postanowił zakończyć karierę.

I stał się cud

Dziś ta historia stała się wdzięcznym obiektem do żartów. Tuż przed ogłoszeniem szerokiej kadry na Euro 2016, prezes PZPN Zbigniew Boniek w swoim stylu napisał na Twitterze, że wyciekł jeden news: Iwan załapał się do drużyny narodowej. Do Francji pojechał jako dyrektor ds. organizacyjnych, nie zabraknie go również w Rosji.

Pominięcie Iwana-piłkarza było tym większym zaskoczeniem, że w 23-osobowej kadrze na MŚ w 2002 roku znalazło się miejsce dla Pawła Sibika. 31-letni pomocnik Odry Wodzisław kwalifikacje obejrzał w telewizji, w reprezentacji zdążył wystąpić w zaledwie dwóch meczach towarzyskich. Po jednym ze sparingów, z Wyspami Owczymi, trener Engel powiedział mu, że jest u niego na piątym miejscu w rankingu i musiałby się stać cud, żeby poleciał do Korei. Cud się stał, a Sibik zagrał nawet pięć minut w ostatnim spotkaniu grupowym z USA.

– To tak, jakby z Beatlesów wyciąć McCartneya, a wstawić obcego faceta – komentował pomysł selekcjonera Radosław Kałużny.

Spektakl w Marriotcie

Wniosków z błędów poprzednika nie wyciągnął Paweł Janas. Gdy cztery lata później przed kamerami wyczytywał z kartki nazwiska zawodników powołanych na mundial w Niemczech, wprawił w osłupienie całą Polskę. Zabrakło na niej aż czterech graczy, bez których trudno było sobie wyobrazić ówczesną kadrę: Jerzego Dudka oraz trzech Tomaszów – Kłosa, Rząsy i Frankowskiego, którego bramki dały nam awans. Strzelił ich w eliminacjach siedem, w tym Anglikom na Old Trafford.

– To był dla nasz szok. Ktoś nam rozbił dobrze rozumiejącą się paczkę, która szła za sobą w ogień. Jakby nam wybili przednie zęby – podkreślał niedawno w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Jacek Krzynówek, jedyny polski piłkarz, który rozegrał wszystkie mecze na mundialach w Korei, Niemczech oraz mistrzostwach Europy w Austrii.

Nie mniej zaskoczeni byli sami zainteresowani. Asystent selekcjonera Maciej Skorża przekonywał ich, że nie muszą się o nic martwić i mogą pakować walizki. Jeszcze dzień przed ogłoszeniem kadry, po towarzyskim meczu z Wyspami Owczymi, spotkał się z Janasem i trenerem bramkarzy Jackiem Kazimierskim, żeby ustalić ostateczny skład. Dudek, Kłos i Frankowski w nim byli. Co się stało, że w niespełna 24 godziny Janas zmienił zdanie, nie informując o tym współpracowników?

Dudek w wywiadzie z „Gazetą Wyborczą" zasugerował, że być może selekcjoner „działał pod wpływem środka odurzającego". Frankowski opowiadał, że Janas potraktował go jak śmiecia, jak lalkę, którą można wyrzucić w kąt, gdy się znudzi. Skorża na telewizyjny spektakl w hotelu Marriott nie pojechał. Gdy usłyszał, że Janas skreślił całą trójkę, chciał się podać do dymisji. Ciężko znosił fakt, że piłkarze zarzucili mu kłamstwo.

Żart na żółtym pasku

Janas tłumaczył, że chciał uniknąć sytuacji, w której zasłużeni dla reprezentacji zawodnicy będą chodzić i marudzić, że siedzą na ławce. Obawiał się, że to popsuje atmosferę w kadrze. Zabrał więc do Niemiec m.in. Łukasza Fabiańskiego, Seweryna Gancarczyka i Piotra Gizę. Nie przewidział, że nieobecność Dudka czy Frankowskiego odbije się tak bardzo na drużynie i będzie się za nim ciągnąć latami. Zwłaszcza fakt, że nie przekazał im tej wiadomości osobiście.

– PZPN miał podpisaną z Polsatem umowę, że wszystkie decyzje zostaną ogłoszone dopiero podczas transmisji. Do konferencji nie mogłem do nikogo zadzwonić, z nikim rozmawiać, bo straciliby pieniądze z kontraktu. Cały czas opiekował się mną wiceprezes Henryk Apostel – opowiadał Janas w lutym tego roku w wywiadzie z „Przeglądem Sportowym". Swoich wyborów nie żałuje. Powtarza, że Dudek i Frankowski nie grali regularnie w Liverpoolu i Wolverhampton. – Ci, którzy najgłośniej krzyczeli, później w kadrze też nie grali, mimo że w sztabie Beenhakkera był menedżer Dudka Jan de Zeeuw – dodaje Janas.

Bohaterowie eliminacji o tym, że ominie ich mundial, dowiedzieli się z programów informacyjnych i od znajomych. Dudek w wydanej w 2015 roku biografii pt. „NieREALna kariera" autorstwa Dariusza Kurowskiego wspomina, że był w drodze z rodzinnego Knurowa, gdzie otwierał boisko.

- Wsiadłem w samochód i jechałem do swojego domu w Rybniku. Nagle zaczął dzwonić telefon i przychodziło mnóstwo SMS-ów. Już wiedziałem, że coś się stało. Wszedłem do domu, włączyłem telewizor i na żółtym pasku na dole ekranu przeczytałem: Z ostatniej chwili: Dudek, Kłos, Rząsa i Frankowski nie jadą na mistrzostwa! Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy – to musi być jakiś żart. Później pojawił się materiał z konferencji. Zobaczyłem smutną twarz Janasa. Pomyślałem, że zaraz powie:

– O przepraszam, to nie ta kartka. Nie z tej kieszeni, ha, ha...

Ale szybko przekonałem się, że drugiej kartki nie miał i wcale nie było mi do śmiechu. A jak jeszcze zobaczyłem, że na liście nieodebranych połączeń są Franek czy Kłonio, już wiedziałem, że to jednak prawda".

SMS-y z przekleństwami

Frankowski w momencie ogłaszania nominacji kąpał dzieci. Nie oglądał telewizji, ponieważ i tak nie miał Polsatu. Dziwił go tylko odzywający się co chwilę telefon. Nie odbierał, bo miał mokre ręce. Sądził, że to znajomi dzwonią z gratulacjami.

– Zacząłem czytać wiadomości w telefonie. Jak dwie pierwsze zaczynały się od przekleństw, to zrozumiałem, że coś jest nie tak. Ruszyła lawina zdarzeń, była we mnie duża złość. Po latach każdy selekcjoner - od Jerzego Engela, przez Franciszka Smudę po Adama Nawałkę - przyznaje, że zawirowania w składzie tuż przed wyjazdem na wielką imprezę wpływają negatywnie na zespół. Zamiast dawać bodziec młodym wilkom, raczej rozbijają drużynę – opowiadał Frankowski w ubiegłym roku w rozmowie z „Plusem Minusem".

Zdawał sobie sprawę, że po sześciu miesiącach spędzonych w Anglii nie jest w najlepszej dyspozycji, ale od sztabu reprezentacji otrzymał zapewnienie, że zostanie doprowadzony do formy – jeśli nie na pierwszy skład, to przynajmniej na ostatnie pół godziny. Gdy prezes Michał Listkiewicz zaproponował mu, by poleciał do Niemiec na koszt PZPN, odmówił, mówiąc, że nie jest Orłem Górskiego, żeby oglądać mecze z loży. Na mundialu – w przeciwieństwie do Dudka, Kłosa i Rząsy – nigdy nie zagrał. Prawdziwych powodów skreślenia z listy, podobnie jak koledzy, nie poznał do dziś.

Przewidywalny Nawałka

Teraz do powtórki z historii raczej nie dojdzie. Adam Nawałka nie dokonuje wyborów, które budziłyby takie emocje. Potrafi okazać zawodnikom wsparcie, nawet jeśli mają problemy w klubach. Intuicja go nie zawodzi, co pokazał przypadek Sebastiana Mili, który odwdzięczył się m.in. golem w wygranym 2:0 meczu eliminacji Euro 2016 z Niemcami. Na turniej do Francji wziął sprawdzonych piłkarzy.

Kontrowersji nie należy się też spodziewać 5 czerwca, kiedy Nawałka poda nazwiska 23 kadrowiczów, którzy pojadą do Rosji.

Kiedy w 2002 roku reprezentacja wróciła na mundial po 16 latach przerwy, w kraju zapanowała euforia. Na mistrzostwa w Korei drużyna Engela awansowała w świetnym stylu – jako pierwszy zespół z Europy, ponosząc tylko jedną porażkę.

Ale im bliżej turnieju, tym atmosfera stawała się gorsza. Nie tylko przez słabe wyniki sparingów (0:2 z Japonią i 1:2 z Rumunią) oraz kłótnie zawodników z PZPN o premie i pieniądze z kontraktów reklamowych. Kontrowersje wzbudziła decyzja o braku powołania Tomasza Iwana.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Giro d’Italia. Tadej Pogacar marzy o dublecie Giro-Tour
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków