Lech Kołakowski – ten mało znany poseł z Podlasia ogłosił we wtorek, że wychodzi z klubu PiS. To początek długo zapowiadanego „buntu” posłów skupionych wokół byłego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Wraz z Kołakowskim nowe koło poselskie ma stworzyć kilka innych osób. – Teraz tworzymy koło poselskie, a w przyszłości może i klub parlamentarny. Niezadowolonych w PiS jest więcej posłów – powiedział Kołakowski w rozmowie z portalem rp.pl.
Grupa chce jednak popierać PiS tam, gdzie jest to możliwe. Być może to powód, dla którego Nowogrodzka bez dużych emocji traktuje sytuację. Kołakowski przyznał zresztą, że bez skutku próbował skontaktować się z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim.
Przyczyną piątka
Politycy PiS cały czas wzywają też buntowników do opamiętania się i przypominają, że poza samym Ardanowskim nikt nie jest szerzej znany opinii publicznej, co może mieć znaczenie przy budowie osobnego bytu politycznego.
Cała historia zaczęła się od momentu, gdy po sprzeciwie wobec pierwszej wersji ustawy o piątce dla zwierząt grupa 15 posłów PiS została zawieszona w prawach członka partii. Sytuację pogorszyły informacje, że szykowana jest kolejna wersja ustawy, po zamrożeniu pierwotnej wersji.
Nie jest jeszcze jasne, ilu – poza Kołakowskim i Ardanowskim – posłów odejdzie „w pierwszym rzucie" z PiS, by tworzyć własne koło. Może to być łącznie 4–5 osób. PiS ma obecnie 234 posłów (będzie miało 235 po tym, jak ślubowanie złoży poseł obejmujący mandat po Adamie Lipińskim, który został wiceszefem NBP). Czego oczekują buntownicy? W kuluarach Sejmu słyszymy, że poza całkowitym wycofaniem się z nowych pomysłów dotyczących ochrony zwierząt kluczowe dla grupy Ardanowskiego jest też odwołanie ministra rolnictwa Grzegorza Pudy, kojarzonego z pierwszym projektem. Nie ma wątpliwości, że funkcjonowanie grupy Ardanowskiego jako „czwartego koalicjanta" mocno skomplikuje i tak złożoną sytuację PiS. Nowogrodzka, by przeprowadzać kolejne ustawy, będzie zmuszona do konsultacji z kolejnym podmiotem politycznym. Nawet jeśli same władze PiS – tak jak już pisała „Rzeczpospolita" – sceptycznie oceniają przywódcze zdolności i możliwości tworzenia realnej konkurencji po prawej, „agrarnej" stronie byłego szefa resortu rolnictwa.