Zwycięstwo hiszpańskiej demokracji

Separatyści z Katalonii zostali skazani na kary od 9 do 13 lat więzienia. To sprawiedliwy wyrok.

Publikacja: 14.10.2019 18:34

Kobieta protestująca przeciw orzeczeniu Sądu Najwyższego trzyma plakaty z wizerunkami separatystów O

Kobieta protestująca przeciw orzeczeniu Sądu Najwyższego trzyma plakaty z wizerunkami separatystów Oriola Junquerasa i Jordi Cuixarta.

Foto: AFP

Orzeczenie Sądu Najwyższego dotyczy wydarzeń sprzed dwóch lat. Kataloński rząd regionalny pod kierunkiem zbiegłego do Belgii Carlesa Puigdemonta rozpisał wówczas referendum niepodległościowe i na jego podstawie ogłosił powstanie niezawisłego państwa. Było to nie tylko brutalne pogwałcenie zapisów konstytucji, ale także jednej z fundamentalnych zasad postfrankistowskiej, hiszpańskiej demokracji. Zgodnie z nią Madryt przekazał bardzo szerokie uprawnienia 17 wspólnotom autonomicznym za zgodę każdej z nich, że decyzja o ewentualnej secesji musi być zatwierdzona w referendum przez cały naród. Poparcie dla takiego rozwiązania nigdzie nie było wówczas silniejsze niż w samej Katalonii.

Warunkowe zwolnienie

Kary więzienia usłyszało w poniedziałek dziewięciu działaczy, w tym zastępca Puigdemonta i lider Lewicy Republikańskiej Oriol Junqueras (dostał 13 lat), była przewodnicząca katalońskiego parlamentu Carme Forcadell czy samozwańczy „minister spraw zagranicznych" Raul Romeva (12 lat). Wyroki brzmią groźnie, ale w rzeczywistości są o wiele bardziej umiarkowane. Sędziowie nie podzielili opinii prokuratury o wymogu odbycia przez skazanych minimalnego wymiaru kary przed możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie. To oznacza, że będą oni mogli już po upływie jednej czwartej wyroku, a więc za kilka miesięcy (od dwóch lat oczekiwali za kratami) zostać zwolnieni z więzienia i przebywać w domu pod nadzorem policji.

Co ważne, siedmiu sędziom udało się uzgodnić wyrok, pod którym mogli jednomyślnie się podpisać. Tak się stało, bo trybunał zrezygnował z najcięższego zarzutu zdrady, który zakładałby, że separatyści posunęli się do przemocy, aby de facto zbudować niezależne państwo. W zamian sąd uznał, że doszło do buntu, za który kary są dwukrotnie niższe. To kategoria prawna, która co prawda także zakłada przemoc, ale w celu stworzenia korzystnego punktu wyjścia w negocjacjach z Madrytem. Interpretując w taki sposób działania separatystów Sąd Najwyższy dał dowód godnego pochwały umiaru. Tym bardziej że skazani mają teraz możliwość zaskarżenia wyroku do Trybunału Konstytucyjnego i jeśli ten dojdzie do wniosku, że zostało złamane prawo, mogą się odwołać do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Test dla Belgii

Sprawdzian czeka teraz inne kraje Unii, a szczególnie Belgię, gdzie schronił się Puigdemont i kilku jego współpracowników. Mając w ręku poniedziałkowy wyrok, rząd Hiszpanii rozważa wystąpienie przeciw nim z europejskim nakazem aresztowania. Jeśli Bruksela odrzuci prośbę w pełni praworządnego i demokratycznego państwa w żywotnej dla niego sprawie, będzie to bolesny cios w samą Unię Europejską, dowód braku podstawowej lojalności między krajami członkowskimi.

Batalię z katalońskim separatyzmem Madryt wygrał także na płaszczyźnie politycznej. 11 września, w święto prowincji (Diada), na ulice Barcelony wyszło 600 tys. osób, trzykrotnie mniej niż w ubiegłych dwóch latach. Zaś w sondażach poparcie dla idei oddzielenia się od Hiszpanii spadło wyraźnie poniżej 50 proc.

Separatyści są w odwrocie, w szczególności dlatego, że ruch niepodległościowy podzielił się na tych, którzy, jak obecny konserwatywny przewodniczący władz regionalnych (Generalitat) Quim Torra i jego patron Carles Puigdemont, chcą dalszej konfrontacji z Madrytem, i tych, którzy, jak Oriol Junqueras, chcą podjąć dialog z hiszpańskimi władzami w poszukiwaniu dalszej autonomii. Taki kompromis proponował już odchodzący, lewicowy premier Pedro Sanchez, ale Katalończycy doprowadzili do obalenia jego rządu.

Separatyści starali się przekonać opinię publiczną do narracji o autorytarnej, postfrankistowskiej władzy w Madrycie. Jednak wystarczy wspomnieć, że w szkołach podstawowych lekcje hiszpańskiego obejmują ledwie dwie godziny tygodniowo, aby zrozumieć, jak wiele praw ma od lat Katalonia. Jako część demokratycznej Hiszpanii wspólnota autonomiczna przekształciła się w jeden z najzamożniejszych regionów Europy, choć strach przed secesją spowodował, że ostatnio wiele katalońskich firm wycofało się z Barcelony.

Stawka w tej grze wykracza poza Hiszpanię. Chodzi o przetrwanie Zachodu. W czasach brexitu i pogłębiającego się kryzysu integracji rozpad kluczowego kraju na flance południowej Europy miałby równie głębokie konsekwencje, jak powrót wpływów Rosji w Europie Środkowej. Dobrze, że to zagrożenie zostało na razie oddalone.

Orzeczenie Sądu Najwyższego dotyczy wydarzeń sprzed dwóch lat. Kataloński rząd regionalny pod kierunkiem zbiegłego do Belgii Carlesa Puigdemonta rozpisał wówczas referendum niepodległościowe i na jego podstawie ogłosił powstanie niezawisłego państwa. Było to nie tylko brutalne pogwałcenie zapisów konstytucji, ale także jednej z fundamentalnych zasad postfrankistowskiej, hiszpańskiej demokracji. Zgodnie z nią Madryt przekazał bardzo szerokie uprawnienia 17 wspólnotom autonomicznym za zgodę każdej z nich, że decyzja o ewentualnej secesji musi być zatwierdzona w referendum przez cały naród. Poparcie dla takiego rozwiązania nigdzie nie było wówczas silniejsze niż w samej Katalonii.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Jarosław Kaczyński odwołuje swoją przyjaciółkę z zarządu "Srebrnej"
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Wybory 2024. Kto wygra drugie tury?
Polityka
Daniel Obajtek: Jestem inwigilowany cały czas, czuję się zagrożony
Polityka
Wpis ambasadora Niemiec ws. flanki wschodniej. Dworczyk: Niemcy mają znikome możliwości
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Wrócą inspekcje w placówkach dyplomatycznych. To skutek afery wizowej