Zmarła Ruth Bader Ginsburg, która od 1993 r. zasiadała w Sądzie Najwyższym, gdzie stanowiła trzon skrzydła liberalnego. Przejdzie do historii jako tytan pracy, autorytet w kwestiach prawa, orędowniczka praw kobiet i równouprawnienia oraz druga w historii kobieta w Sądzie Najwyższym USA. W ostatnich latach stała się ikoną młodszych pokoleń, po tym, jak nakręcono o niej filmy, w tym dokument „RBG".
Zyskała szacunek po obu stronach podziału politycznego. – Nie zawsze zgadzałem się z sędzią Ginsburg, ale jej znajomość prawa, integralność osobista i determinacja są godne podziwu. Pozostawia po sobie ogromne dziedzictwo i wszyscy, dla których sprawiedliwość jest priorytetem, opłakują jej stratę – powiedział William Barr, prokurator generalny administracji Donalda Trumpa.
– Moim życzeniem jest, żeby moje miejsce zostało zapełnione za kadencji kolejnego prezydenta – brzmi fragment oświadczenia, które Bader Ginsburg podyktowała swojej wnuczce przed śmiercią.
Republikanie nie mają jednak zamiaru spełnić jej ostatniego życzenia. Już w piątek zaczęli się przygotowywać do kolejnej nominacji. – Jedną z najważniejszych decyzji należących do nas jest wybór członków Sądu Najwyższego. To jest nasz bezzwłoczny obowiązek – napisał na Twitterze prezydent Donald Trump.
Kandydatka wkrótce
Trump już mianował dwóch konserwatywnych członków SN. Po burzliwej nominacji Bretta Kavanaugha w 2018 r. konserwatywni sędziowie stanowią większość w dziewięcioosobowym SN. To stanowisko dożywotnie, zatem mianując kolejnego konserwatywnego sędziego, administracja Trumpa na długie lata umocni konserwatywną kontrolę w tym sądzie. To natomiast wywołuje niepokój w kręgach liberalnych, obawiających się przyszłych decyzji w sprawach aborcji, równouprawnienia, posiadania broni czy imigracji.