W jakim celu pojechał pan w środę na wschodnią granicę?
Dostaliśmy sygnał z panem posłem Michałem Szczerbą, że na granicy są kobiety i dzieci. Postanowiliśmy to sprawdzić. Wzięliśmy to, co udało się szybko zebrać: koce, śpiwory i wodę. We wtorek spotkał się zespół do spraw pomocy humanitarnej. Jesteśmy przekonani, że Polska musi przygotować się na dużą falę migracji – widzimy, co się dzieje w Kabulu na lotnisku i w całym Afganistanie. Kobiety boją się zostawać w kraju. Polska zawsze była znana z pomocy humanitarnej i rozwojowej. Spotkaliśmy się też z organizacjami, które pomagały tam do tej pory, m.in z Polską Akcją Humanitarną. Mam nadzieję, że polski rząd rozpocznie współpracę z tymi organizacjami.
Około 120 osób ma zostać przewiezionych do Polski z Afganistanu. Opozycja mówi, że to za mało. Czy macie szacunki, ilu osobom powinniśmy pomóc w przerzucie?
We wtorek pytaliśmy o to na zespole przedstawicieli MSZ. Przedstawiono nam jedynie informację, że ośmioro Polaków będzie ewakuowanych z terenów Afganistanu. Na pytanie, ilu współpracowników polskiego kontyngentu potrzebuje pomocy, nie chciano nam odpowiedzieć. Myślę, że liczba ludzi, których przerzucimy, jest ważna, ale bardzo ważne jest również to, co stanie się z tymi ludźmi w Polsce. Jaką pomoc otrzymają i na co mogą tutaj liczyć – na to także nie uzyskaliśmy odpowiedzi. To jest szalenie istotne, czy będą mogli tutaj np. posłać dzieci do szkoły, gdzie będą lokowani. To są zasadnicze pytania, dlatego daliśmy tydzień MSZ, żeby móc o tym porozmawiać. Mam nadzieję, że zmieni się kurs rządzących, jeśli chodzi o migrantów. Trzeba pomóc kobietom i dzieciom.
Polska zapowiedziała już wydawanie wiz humanitarnych.