Wielki napis na siedzibie partii w Mediolanie „nie dla euro" został zamalowany, a sam szef Matteo Salvini zapewnił w czasie weekendu agencję Bloomberg, że „nigdy nie było mowy o wyprowadzeniu Włoch ani ze strefy euro, ani z Europy". Ale to znaczy niewiele w ustach człowieka, który uchodzi za największego kameleona wśród dzisiejszych polityków demokratycznej Europy.
– Oczywiście, że on może doprowadzić do wyjścia Włoch z Unii. Bardzo obawiam się chaosu politycznego we Włoszech – przyznał AFP były premier Enrico Letta (z centrolewicowej Partii Demokratycznej), przypominając, że porzucenie wspólnej waluty Liga zapisała w programie, który w 2018 r. pozwolił jej dojść do władzy w koalicji z lewicowym Ruchem Pięciu Gwiazd (M5S).
Sojusz z Berlusconim
W czwartek Salvini na krótko przerwał objazd włoskich plaż, aby ogłosić, że zrywa koalicję rządową i wnioskuje o przedterminowe wybory, najlepiej w październiku. Oficjalnie poszło o sprzeciw M5S wobec budowy superszybkiego połączenia kolejowego między Turynem a Lyonem. Ale głównie chodzi o to, że w obecnym układzie Liga w ogóle nie jest w stanie wprowadzić w życie swojego programu.
Lider Ligi chce przede wszystkim radykalnego ograniczenia obciążeń fiskalnych poprzez wprowadzenie podatku liniowego. Jednak jeśli, co wydaje się bardzo prawdopodobne, nowy premier jednocześnie równie mocno nie ograniczy wydatków państwa, doprowadzi do eksplozji deficytu budżetowego i paniki na rynkach finansowych z powodu ryzyka bankructwa kraju, którego dług wynosi już 130 proc. PKB (2,3 bln euro). W komentarzu redakcyjnym francuski „Le Monde" mówi więc o „egzystencjalnym zagrożeniu" już nie tylko dla strefy euro, ale w ogóle zjednoczonej Europy.
W wyborach wiosną 2018 r. Liga uzyskała 17 proc. głosów, o wiele mniej niż M5S (32 proc.). Ale od tego czasu proporcje się odwróciły: Salvini może liczyć w sondażach na 36–38 proc., wystarczająco, aby samodzielnie utworzyć rząd, podczas gdy partner koalicyjny Ligi ledwie na 15 proc. poparcia.