– Nasze społeczeństwo zawsze uważało pracę urzędnika za atrakcyjną, a wysokiej rangi urzędników – za bardzo atrakcyjną – powiedziała „Rzeczpospolitej" Marina Krasilnikowa, socjolog z Centrum Lewady.
Zgodnie z prawem w Rosji opublikowano właśnie zeszłoroczne dochody wszystkich urzędników szczebla centralnego. Okazało się, że jednymi z biedniejszych są premier i prezydent. Uboższym od nich okazał się tylko minister do spraw Kaukazu Północnego.
Najbogatszy urzędnik z administracji prezydenta zarobił w zeszłym roku 76 razy więcej niż Putin. Był to przedstawiciel prezydenta w Nadwołżańskim Okręgu Federalnymi i jednocześnie były szef państwowej agencji kosmicznej Roskosmos Igor Komarow. Właśnie na początku kwietnia prokuratura generalna ogłosiła, że Roskosmos za czasów Komarowa był jedną z najbardziej skorumpowanych firm państwowych – zniknęła z niej równowartość 350 mln dolarów. W niczym to jednak nie wpłynęło na zasobność jej byłego szefa i jego dalszą karierę.
Za murami Kremla
W samej moskiewskiej administracji prezydenta 7,7 razy bogatszy od Putina jest pierwszy zastępca jej szefa Siergiej Kirijenko, a nawet żona prezydenckiego sekretarza prasowego – 25-krotnie. Przy czym formalnie była rosyjska łyżwiarka figurowa Tatiana Nawka jest też 20 razy bogatsza od swego męża Dmitrija Pieskowa.
Sam Putin nadal posiada tylko 77-metrowe mieszkanie w Petersburgu, garaż i wołgę z 1957 roku. Trochę bogatszy jest premier Miedwiediew, który ma dwukrotnie większe mieszkanie, obowiązkową Wołgę (marka bardzo modna wśród najwyższej rangi urzędników) oraz samochód Pobieda z lat 50. Przy czym szef rządu w swej deklaracji podatkowej nie zająknął się nawet o ujawnionych dwa lata temu przez opozycjonistę Aleksieja Nawalnego ogromnej, 80-hektarowej posiadłości w Plios nad Wołgą, XVIII-wiecznym pałacyku w Petersburgu czy 100-hektarowej winnicy w Toskanii. Cały ten majątek formalnie należy jednak do różnych fundacji charytatywnych, a nie do niego. Podobnie w przypadku innych urzędników.