– Według mnie reżim w Wenezueli pada i teraz jest czas zabierania stamtąd wszystkiego – powiedział „Rzeczpospolitej" moskiewski analityk Aleksander Golc.
W podstołecznej Mariquicie wylądował największy samolot transportowy rosyjskiej armii An-124 Rusłan, a po nim pasażerski Ił-62. Z obu wysiadło około stu żołnierzy regularnej armii rosyjskiej oraz 60 cywilów. Podobno ci ostatni to specjaliści od logistyki, łączności oraz lekarze. Jednocześnie z obu maszyn wyładowano 35–60 ton jakichś ładunków. Przy czym sam Rusłan może bez problemu przewozić ponad 50 ton.
„Pod naciskiem sekretarza (wenezuelskiej) Rady Bezpieczeństwa, generała Pascualino Angiolillo Fernandeza, Nicolas Maduro zgodził się na budowę rosyjskiej bazy (lub baz)" – poinformował hiszpańskojęzyczny „Miami Diario", tłumacząc przybycie Rosjan. Zdaniem gazety decyzja Maduro jest sprzeczna z konstytucją (która zabrania rozmieszczania na terenie kraju zagranicznych baz wojskowych), co wywołało sprzeciw znacznej części miejscowych dowódców. Tym bardziej że – jak twierdzi „Miami Diario" – generał Fernandez, „żołnierz próżny, z poczuciem wyższości i dużym temperamentem", jest skonfliktowany z generalicją.
Jeszcze w lutym amerykański ekspert Joseph Humirre twierdził, że rosyjskie wojsko już jest w Wenezueli. Posiada podobno posterunek nasłuchu radioelektronicznego w bazie marynarki wojennej na wysepce La Orchilla (na północ od Caracas). Ponadto w centralnej części kraju, w bazie lotniczej Manuel Rios, rozmieszczony został chiński posterunek śledzenia sputników.
– W ogromnym uproszczeniu: 35 ton to mniej więcej tylko trzy wozy pancerne. Można założyć, że ładunek stanowi ogromna ilość sprzętu komputerowego, tylko po co by go przywożono? Naprawdę nadszedł czas wyjeżdżania stamtąd – uważa Golc.