Rosja-Białoruś: Moskwa ostrzega Łukaszenkę

Kremlowskie media coraz częściej zaczynają porównywać Białoruś do Ukrainy. A Mińsk poprawia relacje z USA.

Aktualizacja: 15.01.2019 21:39 Publikacja: 15.01.2019 18:33

W Moskwie spekuluje się, że ewentualna aneksja Białorusi jest sposobem na wydłużenie rządów Władimir

W Moskwie spekuluje się, że ewentualna aneksja Białorusi jest sposobem na wydłużenie rządów Władimira Putina

Foto: AFP

Rosyjskie media już nie przedstawiają rządzącego od ćwierćwiecza prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki jako przyjaciela Rosji. Za to nazywany jest przywódcą „państwa związkowego", który próbuje siedzieć na dwóch stołkach „pomiędzy Zachodem a Wschodem". Kremlowskie stacje i prasa wprost sugerują jednak, że jeżeli Mińsk dokona „niewłaściwego wyboru", Białoruś może zniknąć z mapy świata.

„Białorusi nie będzie"

Jeden z czołowych rosyjskich propagandystów Dmitrij Kisielow słynie ze swojego programu „Wiesti Niedieli", transmitowanego przez główną stację Rossija 1. W niedzielę zabrał się za Białoruś i skomentował niedawną wypowiedź Łukaszenki, że „Rosja może stracić jedynego sojusznika na zachodnim kierunku". Białoruski prezydent miał oczywiście na myśli siebie. Odpowiedź Kremla dostał błyskawicznie.

– Jeżeli w Mińsku postanowią pozostać bez Rosji, przyszłość Białorusi będzie upiorna. Rosja, rzecz jasna, osłabnie, ale Białorusi po prostu nie będzie. Nie trzeba mieć złudzeń – stwierdził Kisielow. Tuż przed tym mówił o „upiornym losie Ukrainy", na którą „nikt nie czeka na Zachodzie".

W poniedziałek wieczorem swój reportaż na temat Białorusi wyemitowała kolejna kontrolowana przez Kreml stacja NTW. Stacja stwierdziła, że „ktoś" zmusił mieszkańców Ukrainy, by „nienawidzili Rosji", a teraz próbuje to samo „przeforsować" na Białorusi. – Nikt nawet w strasznym śnie nie mógł sobie wyobrazić, że w Mińsku będą atakować ludzi tylko dlatego, że są Rosjanami – stwierdził autor reportażu. Nie sprecyzowano jednak, kto, kiedy i przez kogo został zaatakowany w białoruskiej stolicy. Cytowani przez stację analitycy sugerują, że Zachód „mobilizuje kontrolowane przez siebie siły na Białorusi", by oderwać kraj od Rosji.

Dalej posunął się największy rosyjski dziennik „Komsomolska Prawda", który opublikował artykuł pod tytułem „70 proc. Białorusinów popiera zjednoczenie z Rosją". Nie chodzi o jakieś sondaże, lecz o prywatne wnioski korespondenta dziennika, który spędził sylwestra w Mińsku.

– To nie jest jeszcze szczyt możliwości rosyjskich mediów. Wystarczy przypomnieć wyemitowany w latach 2010–2011 przez NTW kilkuodcinkowy film dokumentalny „Baćka chrzestny" (porusza m.in. temat porwanych na Białorusi przeciwników Łukaszenki – red.). Wtedy też było napięcie w relacjach. Jeżeli tym razem napięcie będzie rosło, Kreml uruchomi całą maszynę propagandową – mówi „Rzeczpospolitej" Aliaksandr Klaskouski, znany białoruski politolog.

Ultimatum Kremla

Rosyjscy i białoruscy analitycy nie mają wątpliwości, że tym razem nie chodzi o zwykłe nieporozumienia handlowe, lecz o ultimatum. Puszkę Pandory otworzył w grudniu premier Dmitrij Miedwiediew, który zaproponował Białorusi „głębszą integrację" w ramach podpisanego jeszcze w 1999 roku porozumienia o „utworzeniu państwa związkowego Białorusi i Rosji". Mówił o wprowadzeniu wspólnej waluty, utworzeniu wspólnej straży granicznej i celnej, a nawet wspólnych sądach.

Moskwa nie ukrywa, że od tego będzie zależało dalsze wsparcie finansowe uzależnionej od Rosji białoruskiej gospodarki. Łukaszenko od razu odparł, że nie pogodzi się na „inkorporację Białorusi". Osobiście dwukrotnie udał się na Kreml pod koniec grudnia, ale to niewiele dało. Od tamtej pory w Mińsku mówią wyłącznie o integracji gospodarczej, Moskwa akcentuje jednak zupełnie coś odwrotnego. We wtorek rosyjski wicepremier Anton Siłuanow po raz kolejny przypomniał o „Państwie Związkowym Białorusi i Rosji" i po raz kolejny zaproponował „głębszą integrację". – Dotować przedsiębiorstwa obcego państwa byłoby dziwne – stwierdził, cytowany przez rosyjskie agencje.

Łukaszenko postanowił uderzyć w najbardziej wrażliwy punkt Rosji – poprawić relacje z USA. Szef białoruskiej dyplomacji oświadczył w poniedziałek, że rozmowy o powrocie amerykańskiego ambasadora do Mińska (wycofanego w 2008 roku) już trwają. Na to Miedwiediew wezwał władze w Mińsku, by „szanowały dotychczasowe rosyjskie wsparcie".

– Odwrócenie się na Zachód oznaczałoby zawalenie się białoruskiej gospodarki – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksiej Muchin, związany z Kremlem rosyjski politolog. – Łukaszenko o tym wie i jedynie gra. Chce np., by rosyjskie ruble drukowano w Mińsku – dodaje.

Rosyjskie media już nie przedstawiają rządzącego od ćwierćwiecza prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki jako przyjaciela Rosji. Za to nazywany jest przywódcą „państwa związkowego", który próbuje siedzieć na dwóch stołkach „pomiędzy Zachodem a Wschodem". Kremlowskie stacje i prasa wprost sugerują jednak, że jeżeli Mińsk dokona „niewłaściwego wyboru", Białoruś może zniknąć z mapy świata.

„Białorusi nie będzie"

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"
Polityka
Donald Trump reklamuje Biblię. Sprzedawaną za 59,99 dolarów